ostatni raz pisałam rok temu. dziwne uczucie, wrócić tu..
ubyło mi kilka kilogramów, przybyło problemów..
nie wiem czy ten rok był dobry, czy nie.
poznałam go, dokładnie rok temu. pojawił się w moim życiu, gdy wszystko się waliło.
był moją podporą, ale jak to w związku - raz było lepiej, a raz gorzej. mimo wszystko, cieszyłam się że go mam.
a teraz, gdy miesiąc po zerwaniu wrócił do mnie, i znowu mnie skrzywdził, straciłam wiarę w swoją inteligencję.
jestem bardzo naiwna. opisywałam na forum, co się stało, bo nie dawałam sama sobie z tym rady - leżałam i wyłam, aż moje zdrowie upadło.
gdy wrócił, podeszłam do tego sceptycznie, lecz bardzo się cieszyłam. zabiegał o mnie, jak nigdy, ale ja nie wybiegałam poza stopę przyjacielską - to mi pasowało. dopóki nie skrzywdził mnie drugi raz. boli jeszcze gorzej, mimo że się nie angażowałam.
wiem, jestem naiwna. nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. jestem samotna, i brakuje mi kogoś. może to przez mój styl bycia:
uwielbiam spędzać wieczory w domu, z kubkiem herbaty i serialem,
nienawidzę alkoholu, i odrzuca mnie od ludzi którzy od niego nie stronią
wolę spacery niż imprezy
jeśli już się z kimś spotykam, to tylko z paroma bliskimi przyjaciółmi na luźne spotkanie
taka jestem i nie zamierzam się zmieniać.. przez rok bardzo zmieniłam się dla mojego faceta, pozostało mi leżeć i płakać, czekać aż on znowu zadzwoni.
czuję się beznadziejnie. macie tak, że czujecie że nie macie celu w życiu?
najwięcej smutku daje mi świadomość, że nie mam do czego dążyć, nie widzę sensu żadnego celu.
okej zaczynam studia, i co? pieprzenie o tym, że poznam tam wspaniałych ludzi. to samo mówili mi, gdy szłam do liceum, i się rozczarowałam.
zacząć dbać o siebie? no przecież dbam, i co?
zagadać do starych znajomych? zrobiłam to, i strasznie mnie nudziło przebywanie z nimi.
ciągle myśle o tym jak było. o tych miejscach, które on mi pokazał. o tym, jak szarą codzienność umilało mi planowanie kolejnego wyjazdu do niego. ale najlepsze jest to, że w tych wspomnieniach jest mało JEGO, a dużo emocji związanych z nowymi miejscami, z czymś ekscytującym, z poznawaniem jego rodziny, z herbatką u nowopoznanych ludzi, z którymi miałam dobre kontakty. robiliśmy to co lubiliśmy, zwyczajnie. dlaczego tutaj nie ma takich ludzi? z moją rodziną nigdy się nie dogadywałam.
chciałabym mieć jakiś cel. dążyć do czegoś, wiedzieć, że będzie dobrze.
a ja boję się, że każda osoba, która wejdzie do mojego życia zrani mnie. bo naokoło słyszę tylko o tym jak ktoś kogoś rani, zdradza, okłamuje.
trochę depresyjnie dzisiaj, co?
będę głupia, gdy odbiorę telefon od niego.
ale nie wiem jak organizować sobie czas, jestem domatorką (po części też dlatego piszę tutaj:D)
będzie lepiej?
musi być
malgosiek.n
18 września 2016, 18:49oho jakbym widziała siebie sprzed kilku lat... teraz w sumie jest lepiej mam kochającego faceta, ale domatorką nadal jestem. Właściwie oprócz tej małej różnicy ( faceta) to jakbym czytała w swoich myślach. Kochana nie łam się, jesteśmy tu od tego żeby się wspierać!
doskonalosc
18 września 2016, 20:12cieszę się, że znalazłaś szczęście. dla mnie priorytetem jest założenie kochającej się rodziny, mam nadzieję że to mi się uda :)
Cande
18 września 2016, 17:01Hej, hej, nie łam się :) Jestem taka sama jak Ty pod względem imprez, znajomych czy podejscia do zycia, i rowniez nie zamierzam zmieniac sie dla innych. Wiem ze i tak mnie nie posłuchasz ale... olej tego dupka, jesteś piękna, mądra i zaradna - nie potrzebujesz go! Zasługujesz na koigoś kto Cię doceni, a ta osoba na pewno gdzieś tu krzata się po tej ziemi :D :*
doskonalosc
18 września 2016, 17:34chciałabym w to wierzyć;) a co do piękna to nie byłabym taka pewna:D ps miło wiedzieć, że na świecie istnieją też inne domatorki, sądząc po moich znajomych myślałam, że to gatunek wymarły :D
Cande
18 września 2016, 17:45Ja również nie mogę znaleźć bratniej duszy w tej kwestii, najwyraźniej jesteśmy wyjątkowe :D