Oczywiście jedno z postanowień Adwentowych wczoraj poszło się rypać, chociaż nie załamuje się i ciągnę dalej. Otóż piekliśmy ciasteczka świąteczne, więc kosztowaliśmy swoich dzieł wzajemnie, to z 5 ich zjadłam - nie dużych, spokojnie! + dwa małe kawałki placka urodzinowego koleżanki, która przyniosła i częstowała w szkole. I to tyle z moich grzechów, mam nadzieję, że rozgrzeszenie dostanę i nie będę musiała długo pokutować :D !
Co do reszty, to średniooo ... Nie wiem jak wy, ale mnie przed okresem ogarnia takie fatalnie samopoczucie, że nie jestem go nawet w stanie pojąć...
Nic mi się nie chcę - dosłownie! Zwykle na siłownię pędziłam kiedy tylko mogłam, kilka dni przed po prostu siedzę i się zastanawiam co mam do roboty, byle by tylko tyłka z domu nie ruszać ...
Nie jestem głodna, ale ... myślę ciągle o jedzeniu - paranoja ;o
Typowa zmiana nastroju - raz mam głupawkę, pięć minut później mam zwiechę, następnie mnie nerwa bierze a na samym końcu chce mi się ryczeć, ot co ...
Kompleksy się niemiłosiernie powiększają, nawet nie chcę patrzeć w lustro bo uważam się za najbrzydszą, najgrubszą i najpaskudniejszą osobę pod słońcem - okropne uczucie, nikomu go nie 'polecam' - o ile jest w ogóle co polecać ...
Dlatego też mam nadzieję, że już na dniach zawita do mnie tzn. Ciotka z Ameryki, która zniknie trochę szybciej niż się pojawiła, bo wykituje psychicznie i emocjonalnie ;o