Znowu mnie trochę nie było, ale cel mam ten sam
Mieliśmy problemów trochę z najmłodszą córką. Byłam z nią 3 razy w szpitalu. Istna tragedia...co ja się napłakałam. Ona non stop wyła!!! Wyła, wyła i wyła!!
Pojechałam z płaczem (dosłownie) do Pediatry. Jak jej opowiedziałam wszystko, to powiedziała, że ma objawy nietolerancji laktozy i dała skierowanie na różne badania.
Kazała podawać krople przed każdym karmieniem piersią albo kupić mleko modyfikowane bez laktozy. Krople podawałam, a ona dalej wyła, wyła i wyła....byłam płaczliwa, nerwowa, kłóciliśmy się z mężem, chłopaki mnie szybko wyprowadzali z równowagi....ciągłe krzyki, uspokajanie.....po 5 dniach nie wytrzymałam i pojechałam do apteki i kupiłam mleko bez laktozy. Uspokoiła się...mogłam w nocy już pospać 4 godziny, ale dalej była niespokojna. Zrobiłyśmy badania, odebrałam wyniki i pojechałam do Pediatry je pokazać. Nietolerancja laktozy się potwierdziła oraz wyszło zapalenie układu moczowego (ZUM) i kazała jak najszybciej jechać do szpitala. To były powody jej ciągłego płaczu. A ja ją w domu co chwilę przystawiałam do piersi, aby ją uspokoić, a ona się wiła, jęczała.... Pediatra powiedziała, że dolewałam oliwy do ognia.
Takim oto sposobem przestałam karmić ją piersią.
Mimo wszystko codziennie płakała w godzinach 19-1 w nocy. Kolki! Kurwa, co to jest za cholerstwo....z chłopakami nie wiedziałam co to kolka! To dziecko jakby nie moje, zupełnie inne. W szpitalu pielęgniarki też widziały jakie silne miała kolki. Żadne syropy (Debridat, SabSimplex, BioGaia, Espumisan) nie pomagały. Zrobiłam jej kurację Latopic. Kupiłam też rurki Windi, aby w domu ją odpowietrzać. Ci którzy mieli te same problemy to wiedzą o czym piszę, bo pewnie znają te syropy
W szpitalu pielęgniarki pierwszej nocy (a było już przed 3 w nocy) wzięły ją, wsadziły wężyk w dupkę aby ją odpowietrzyć. Po 15 minutach zasypiała. Kolejnego dnia odpowietrzyły ją już o 2, następnego dnia o 1. Nie mogły przez nią uciąć sobie drzemki. Cały oddział spał, a ona krzyczała i się wyginała. Kolki minęły jak miała 3,5 mca.
W szpitalu też mówiono mi, że minie po 3-4 mcu. Jedna z pielęgniarek powiedziała mi, że to nie jest powód, żeby ją od piersi odstawić....włączył się we mnie jakby guzik atakujący....odpowiedziałam jej, że dla mnie to jest bardzo duży powód aby odstawić tak płaczące dziecko od piersi, bo w domu mam jeszcze dwóch chłopaków, dla których też muszę mieć siły, nie mogę sobie odespać nocek i bym musiała być na prochach, aby prosperować....już nic nie powiedziała.
Mąż stwierdził, że mam olać takie teksty, że to nie one z nią siedzą i się męczą, tylko idą do swoich spokojnych domków.
Po 3 tygodniach trafiłyśmy znowu do szpitala na 7 dni z powodu nawrotu ZUM.
I po kolejnych 4 tygodniach - trzeci raz do szpitala - tym razem z powodu zapalenia płuc. Starszy syn zachorował, potem młodszy (zap.oskrzeli), i niestety nie uchroniłam jej...cieszyłam się, ze obyło się bez antybiotyku. Same inhalacje. Miała zapalenie płuc wirusowe, a nie bakteryjne, dlatego antybiotyk by nie pomógł.
No, ale dosyć o tych szpitalach....bo musi być coś na temat...
W tym całym chaosie nie miałam ani sił, ani głowy by prowadzić dietę....ale ani nie przytyłam, ani nie schudłam. Jak już się unormowało, to też ciężko było mi jeść 5 posiłków, przygotowywać je i jeszcze zachować odpowiednią kaloryczność....nie umiem na razie, nie potrafię! Może jak dzieci były by starsze, to by było inaczej....teraz nie mogę...
Zamówiłam sobie catering z Body Chief. Parę lat temu też go brałam, byłam z niego najbardziej zadowolona. Przywożą torbę z 5 posiłkami. Jest mi o wiele wygodniej. Otwieram, jem...
Ważę teraz 88,6kg, także postęp już jest oby wytrwać w tym całym domowym sajgonie, bo łatwo z 3ką nie jest!
Berchen
24 marca 2019, 12:54o matko - Armagedon, zycze ci by wszystko jak najszybciej sie ulozylo, powodzenia:)