Dziś będzie sentymentalnie. Jestem na Vitalii juz od 2007 roku, czyli raptem 7 lat! Mam tu swoje pomiary, swoją historię odchudzania. I wtedy miałam całe 20 lat. Świat był piękny, pełen życia, pełen ludzi dookoła mnie. Pełen facetów zabiegających o moje względy... ah! Przypomniałam sobie te czasy, w których nie wchodziłam w nic więcej z facetami, bo się bałam zranienia, a gdy już pojawiał się nasz "end" to był już w pobliżu nowy, który właśnie zaczynał podbijać. Serce bolało, ale już był "pocieszyciel". Tak to były odległe czasy. Cale 7 lat wstecz!
Wtedy, na początku swojej drogi odchudzania wydawało mi się, że byłam meeega gruba. Przecież ważyłam 90 kg! Przytyłam 8 w ciągu roku!!! to była tragedia.. potem kolejne kg i tak doszłam do 93kg! Powiedziałam dość, zaczełam się odchudzać...pamiętam jak dziś, byłam jak w nałogu "cwiczenia", dieta i nagroda po pracy - "lizak chupa chups". I tak w 3 miesiące udało mi się schudnąć 9kg! Stracić w talii 8cm i w biodrach 8cm. I jak pomyśle, że ważyłam 84kg, miałam talie 86cm, a biodra 112cm to az sama się sobie dziwie jak to możliwe. Ale tak było. Czułam, że moge góry przenosić! Że to jest mój czas!
A potem, już było coraz gorzej i gorzej... jakieś wzloty, jakieś upadki. Faceci przestali o mnie zabiegać, ja przestałam o siebie dbać. Pojawiło się więcej problemów. Przestałam wierzyć w to, że jestem fajna. Z dnia na dzień popadałam w większy brak akceptacji siebie. Więcej lęków. Więcej "nie zasługuje na to", "jestem za słaba", "za brzydka", "za gruba". A lata leciały. Czas uciekał jak piasek przez palce.
Aż doszło do roku 2013. Waga 103,5kg! Talia 114cm, brzuch 138cm, biodra 134cm. Załamka i kolejna faza. Miesiąc treningów. Jestem na jogurtach i zupach. Po miesiącu zjazd -> do 96kg, talia 104cm, brzuch 133cm, biodra 125cm. Wielka radość, mogę znów góry przenosić. Faceta w pobliżu brak. Ale już może być tylko lepiej. Wierze, że świat jest mój. I z dnia na dzień zachłysnełam się tym, zaczełam odpuszczać.
Rok pózniej. Waga: 102! Chociaz tak naprawdę to już nie wiem ile ważę (wg szpitalnej 102,850, wg domowej - 96). Talia 103, brzuch 133, biodra 128cm. W głowie jeden wielki mętlik. Zaczynam czuć starość. Swoją starość, Swoje uciekające lata. Zmieniam się, zaczynam dbać o siebie. W pracy słyszę, że sie zakochałam. Zaprzeczam, bo się nie zakochałam - chociaz z dnia na dzień coraz bardziej bym chciała. Zaczynam się stroić. Nie tylko byle co na siebie założę. Widzę coraz więcej swoich mankamentów urody. Widzę rozstępy. Widzę cellulit. Widzę... i chce mi się wyć! Wyć i płakać, że sobie to zrobiłam. Nikt inny tylko ja sama. To ja jestem za to odpowiedzialna i ja nie wiem jak się z tego wygrzebać.
Zaczęłam ćwiczyć. Widzę, zmniejszam się.. i płacz bo ta skóra zostanie. Bo jest za cienka. Bo będzie jeszcze gorzej. Kupuje balsamy. Stosuje 4 dni. Potem już znów brakuje czasu! Cieszę się, że nie ma brzucha nad pępkiem. Pozwalam sobie na więcej. Brzuch wraca! Znów płacz!
I teraz, jest przecież dobrze. Mam karnet 3mc open siłowna i fitness za śmieszne pieniądze. Mam 10 wejść na fitrollena. Mam super modne ciuchy do ćwiczeń. Mam mega wygodne adidasy. Mam wakacje i pracę, gdzie moge sobie pozwolić na pójście prawie codziennie na zajęcia. Mam wszystko. Tylko znów pojawia się "strach". Lęk. I w efekcie od wczoraj się zbieram na siłkę, wczoraj nie poszłam bo miałam trochę spraw do załatwienia. A dziś... dziś powaliłam siebie na łopatki. Spakowałam się. Miałam autobus cyklicznie 14, 34, 54. Wychodziłam 2h. I nie wyszłam. Bo wiecznie czymś się zajmowałam dla zabicia czasu. No i w końcu, po 2h wychodzenia na autobus stwierdzilam, że bez sensu już iść - chociaż była 18.30!. Poszłam do sklepu. Kupiłam ciastka.
Teraz patrze na sobie z politowaniem i myśle, co jest ze mną do cholery nie tak. Nie boję się iść na ta siłownię. Bo znam ją od podszewki. Chodziłam na nią, pracowałam w niej. Więc co jest? Jak ja mam się pokonać, przełamać? Żeby jutro wreszcie dotrzeć na zajęcia i poćwiczyć!
Wróciłam na zupy. Od dziś na obiad zamiast makaronu czy ziemniaków będą zupy! Ogoliłam nawet całe nogi, a nie tylko do kolan - zeby nie było wstydu się rozebrać w szatni. I katuje się piosenką, przypomnianą na fb tablicy - o ironio - przez mojego byłego niedoszłego.
I ja naprawdę czuję, że pora wreszcie to zrobić. Raz a porządnie. Ale znów się chyba boję.
aeroplane
4 lipca 2014, 11:51dziekuje, planuje jeszcze zrzucic kilka kilo, ale juz bez spiny :) Trzymam za Ciebie kciuki, uda sie na pwno, nie zadreczaj sie wizjami obwislej skory, bo nie musi tego byc.
vieslava
3 lipca 2014, 23:49Dziewczyno!!! Jesteś młodziutka. Wszystko przed Tobą. Wiesz... to co Ty przeżywasz, po trosze doświadcza każda z nas. W końcu dasz radę. Nie katuj się wizjami obwisłej skóry, bo wcale nie jest powiedziane, że musisz tego doświadczyć. Stawiaj sobie rozsądne cele w rozsądnym czasie. Nie próbuj zrobić wszystkiego na raz. I przede wszystkim..... daj sobie spokój z dietami. One nie są skuteczne. W 2010 roku, będąc na Vitalii schudłam ze 113 do 84 kg. Postanowiłam, że czas na kolejny etap. Jedno, czego się wtedy nauczyłam: trzeba słuchać organizmu, uspokoić głowę i dać sobie czas. Dasz radę!!! Pozdrawiam i trzymam kciuki.
SylwiaOna
3 lipca 2014, 22:50Witaj nowa współodchudzaczko ;) 7 lat to przeraźliwie długo jak dla mnie ale walka jest trudna, ciężka nie dziwię się. Słuchaj kwiatku a czy ty nie myślałaś nad tym, żeby po prostu jakoś inaczej diete prowadzić? Bo z tego co ja zrozumiałam (a mogę się mylić więc popraw) stosujesz jakieś zupki dupki, jogurciki zamiast jeść jak człowiek ale zdrowiej;)
deemcha
3 lipca 2014, 22:59Ależ ja już wszystkiego próbowałam. Na żadnej ale to żadnej diecie nazywanej dietą nie potrafię być dłużej niż 3 dni! potem są od razu pokusy. Od razu jestem głodna, chce mi się tego czy owego. Dieta idzie w kąt ;/
SylwiaOna
3 lipca 2014, 23:03Czekaj no to weź sobie to jakoś przeanalizuj. przecież nie może być tak, ze nie dasz rady. wszystkie diety s,a o kant dupy potłuc. Ja wiem po sobie. Nie jestem specjalistką jak widać ale wymądruje sie i powiem Ci ze najlepiej jeść prawie wszystko tylko ze dobierac odpowiednie produkty....zawsze to mniejsze zło. Kurcze ty to pewnie wszystko wiesz. Tylko nie umiem zrozumieć z czym masz największy problem???
deemcha
3 lipca 2014, 23:07właśnie w tym problem, że ja SAMA nie wiem w czym tkwi mój problem. To jest problem. Wyedukowana jestem na tip top. Skutki otyłości znam. Wiem, ile powinny wynosić moje wskaźniki Bmi, WHR itp i itd. Poszłam nawet do poradni leczenia otyłości. Dietkę potrafię sobie ułożyć. Policzyć kalorie. Och, wszytsko. Ćwiczyć jak się wkręce to uwielbiam. Tylko to chyba z głową problem jakiś...i coś tam jednak blokuje ;(
SylwiaOna
3 lipca 2014, 23:14Może po prostu nie dojrzałaś do tego. Musisz to przemyśleć poważnie. Ja powiem Ci zobaczyłam, że nawet czasu na przemyslenia nie mam...jebnełam wszystko w ciorty jednej minuty (jedzenie i % znaczy ). Nie planowałam, nie rozmyślałam.....postanowiłam i jakoś trwam. pomyśl jak ładnie tyłek zepniesz za 3 miesiące bedziesz mogła się pochwalić pięknie zrzuconym smalcem i całkiem zgrabnym zadem :))))) ja to powiem ci ze leze czesto znaczy ostatnio tak w łóżku i marze...co zrobię jak schudnę. To mi daje takiego powera ze i jesc się nie chce. Uj położyłam na wszystko liczy się tylko to, by przetrwać kazdy kolejny dzien w zdrowiu, i komforcie psychicznym :P
deemcha
3 lipca 2014, 23:20Powiem Ci szczerze, że akurat teraz, w tym podejściu czuje, że naprawdę wiem czego chce. Tylko brakuje mi wsparcia. Motywacji. Kogoś kto powie "bierz 4 litery i już na siłownię". "Nie obijaj się tylko ćwicz". Ochrzani jak zawalę. Jakiejś realnej zdrowej rywalizacji. No ale może się uda :D
katy-waity
3 lipca 2014, 22:50smutna historia...ale masz 'dopiero' 27 lat a nie 'aż' ..30 możesz przywitać jako zupełnie "nowa osoba" Czytałam na Vitalii post dziewczyny, która dużo schudła, została jej skóra, i zrobiła operację wycięcia skóry,wspomniała, że zabiegi usunięcia nadmiaru skóry są w 100 proc. refundowane przez NFZ. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, jeszcze dużo możesz w swoim życiu zmienić.....Może idź do do dietetyka? ale takiego sensownego..ja np zupami samymi bym się nie najadła...tzn u mnie często w menu rosół, ale w nim pływa cała pierś z kurczaka i 2-4 duże marchewki;)
deemcha
3 lipca 2014, 23:05Smutna nie smutna, nie ma się co użalać. Jak to mówi moja babcia jak się ma serce miękkie to trzeba mieć twardy tyłek :D Ja wcale nie chce, żadnych operacji. Napatrzyłam się jak to się robi w realiach bloku operacyjnego i dziękuję. Nie skorzystam. Żadnych operacji zmniejszających żołądek. Żadnych cięć skóry. Chcę naturalnie :) Ale fakt, chce powitać 30 jako zupełnie nowa osoba. :)
katy-waity
3 lipca 2014, 23:08to tego Ci z całego serca życze:)