Wzięłam się w garść, przemyślałam wszystko i od razu mi lepiej. Ostatnio miałam tyle spraw do załatwienia i to właściwie z mojej winy, bo zamiast poprosić o pomoc to jak zwykle ja sama i potem się popralo. Zaczęło się od drobnostki. Bo jak nie ma czasu na to i tamto no to olalam wszystko. Do tego zaczęłam wspominać różne rzeczy złe i to, że musiałam zostawic moje wymarzone studia.
Teraz jak mam czas to robię peeling, maseczkę, paznokcie a nie tak jak przedtem się denerwowałam, bo nie zrobiłam dwa razy w tygodniu czy coś. Jak zrobię raz to nic się nie stanie. Albo wcale. Najważniejsze zęby o które zawsze tak bardzo dbałam i dzieci pilnuje, żeby myły a sama co zrobiłam. Wstyd i tyle. Dopiero jak tu napisałam i przeczytałam to co napisałam to oczy mi się otworzyły. Jak tak mogłam?
Ale było, minęło i trzeba iść dalej do przodu.
Ostatnio waga spadła do 79.2. Od kwietnia jestem 4.9 kg na minusie. Nie chce się spieszyć. Lepiej pomału niż na szybko a potem wszystko wróci.
Staram się więcej chodzić, codziennie idziemy na spacer a czasami nawet kilka razy. Ostatnio też jeżdżę z córkami rowerami, synek w foteliku i super jest. Dzieci szczęśliwe, a ja coś tam zawsze zgubię.
Niepokoi mnie tylko, że puchne. Rano widzę jaka jestem opuchnięta i czasami wejdę na wagę prawie od razu po obudzeniu i pokazuje o 2,3 kg więcej. Po godzinie wyglądam normalnie i waga spada. Niby pije 2 litry wody a w upały 3,4, ale coś tam jednak nie gra. Chyba pójdę z tym do lekarza.