...zeżarlam trzy delicje i jedno serce w czekoladzie oraz drożdżówkę... Nie nazwę tego inaczej, niż łakomstwem, ale także wentylem bezpieczeństwa. Panicznie boję się drastycznych ograniczeń, bo nigdy nie wiadomo, czy nie dopadnie mnie łakoma tęsknica, czyli napad szaleństwa kulinarnego. Dlatego te trzy marne delicje nie zabiją we mnie ducha walki, a wręcz zachęcą do dalszej diety.
Ponieważ od dawna (sam nie wiem, miesiąc, czy dłużej) nie piję w ogóle piwa a wino w bardzo ograniczonej ilości to sądzę, ze bilans spożywanych przeze mnie pustych kalorii i tak jest ujemny. Marne delicje na zebraniu są więc wielce zasłużoną nagrodą:)
Grunt, to ideologia, co?
ODCHUDZANKA
7 czerwca 2010, 22:07jasne ze grunt to ideologia :-)