Wprawdzie nie biegałam dziś po parku, ale za to miałam milion innych zajęć - cóż, taki los zapracowanej Matki Polki... Już dziś raczej nie pobiegnę, nad czym ubolewam, ale zauważyłam, że najlepiej biega mi się rano. Widocznie coś jest w tym podziale na skowronki i sowy.
Na szczęście dieta dziś bez zarzutu: rano uczciwe śniadanie (ale z tym akurat nie mam problemów, bardzo lubię śniadania), w pracy sałatka z kurczaka, sałaty, papryki, kaparów i sosu vinegret.
W domu kanapka z masłem, parę malutkich kawałków kurczaka (w panierce wprawdzie, ale nie będę głodzić chudych mięsożernych dzieci:).
Jeżeli wieczorem nie ogarnie mnie szaleństwo (czekolada ciągle łypie, podobnie jak naleśniki i nutella), to będę mogła ten dzień zaliczyć do udanych.
Na jutro gotuję ciecierzycę. Uwielbiam ją z oliwą, cytryną, natką i mnóstwem chili. To danie bardzo sycące, a chyba nie aż tak tuczące;)?