Nie ma jak przejażdżka w skraplającej się mgle;) I jeszcze szarpanina z kompresorem na przydrożnej stacji benzynowej... Oraz dojazd do pracy w postaci spoconej myszy (a obiecywałam sobie, że nie będę szarżować ;)
Dietetycznie wczoraj spoko - nie żeby jakieś wielkie osiagnięcia, ale nietknięcie czekolady, nierzucenie się na pyszne kluseczki z ulubionym sosem po 22-ej, kiedy to wreszcie dotarłam do domu, to jednak jest sukces, który warto ogłosić całemu światu:) No i nie piłam wina.
Wczoraj nie było biegów, bo nie miałam czasu, za to przez dwie godziny bębniłam na djembe. Wydało się wprawdzie, że jestem całkowicie pozbawiona słuchu i poczucia rytmu, ale radość i tak miałam:) No i jednak jakiś wysiłek fizyczny zaliczyłam - zwłaszcza biegnąc na zajęcia z wywieszonym jęzorem. Polecam!
czerwonaporzeczka
11 maja 2010, 17:49Widzę, że miałaś udany dzień :) Dziękuję serdecznie za link do strony o bieganiu, będę się edukować :-) Pozdrawiam!