Póki walczysz, jesteś zwycięzcą, czyż nie?
Teraz mam trochę stresów związanych z sesją, przeklinam więcej - choć staram się tylko w myślach, w swoim skromnym towarzystwie i absolutny brak warunków do nauki. Jednym słowem dostaję ciężkiej cholery w tym moim popapranym domu. Jestem z tych "studętów", które niestety/stety mieszkają z rodzicami. Żeby tylko z nimi. Do tego dorosły brat i siostra z rodziną obok = mieszanka wybuchowa! Dlatego zamiast się uczyć zajmuję się milionem innych spraw - a bo dzieci płaczą, a bo musi je ktoś przypilnować, a bo musi ktoś posprzątać. A i oczywiście nikt inny nie może, tylko kruca jasna JA, bo przecież mam egzaminy poprawkowe i mnóstwo wolnego czasu, nie?! (zwłaszcza, że teraz dodaję dość długi wpis) Jaścieeż. Żeby to chociaż była kwestia tych 3h nad książką...ale nie, oczywiście musiałam sobie wybrać cudny kierunek. Się porwała blondynka z motyką na słońce ;( btw, znacie sposób na opanowanie dużej ilości materiału w 1,5 dnia?
A teraz..mam w planach zakup takich pięknych bucików do ćwiczeń (w końcu pracowałam te 2 miesiący, to chociaż się wyżyję zakupowo). Podzieliłam się z moją maminą, myślą o wykupieniu karnetu na fitness. Czytałam o tym to i owo i pełna radości w duchu i umyśle. Pobiegłam niczym na skrzydłach pochwalić się swoim przełomowym odkryciem. Tak jak się gasi zapałkę, tak moja ukochana rodzicielka zgasiła mój zapał... "a po co Ci to, tylko kasę ciągną z ludzi, nie lepiej pobiegać na podwórku? zaraz będzie zima, przeziebisz sie, uczelnia, nie bedziesz miec czasu, bez sensu blabla bla" NOSZ...znacie chyba to uczucie, uważacie coś za świetny pomysł, chcecie się pochwalić, a ktoś wyższy stanowiskiem/mądrością życiową dosłownie Was miażdży? No niby powinnam się przyzwyczaić, że każdy choć raz w każdym z okresów życiowych sprowadza mnie notorycznie do parteru, a mi pozostaje tylko klepać w matę...ale to jakoś zawszę trochę boli. No cóż, mimo wszystko chcę spróbować, bo akurat oferta tego klubu jest szeroka i ciekawa. Umiesz liczyć, licz na siebie, cholera chyba tak zacznę. Zresztą wydaję mi się, że już dawno zaczęłam polegać tylko na sobie... grr!
Jedyną pozytywną informacją tego dnia, że moja pracodawczyni nie może się czekać mojego powrotu - chyba gadzina mnie polubiła, zresztą ja ją też, choć jest lekki wyzysk.
Eh..potrzeba mi siły. Nie tyle co fizycznej, lecz psychicznej. Chciałabym się pewnymi rzeczami po prostu nie przejmować, czasem się staram, jednak wszystko i tak tłamszę w sobie i tylko się denerwuję. Koniec tych wypocin, chyba pójdę spać...i to będzie najbardziej pożyteczna rzecz od paru dni...
crybabyy
11 września 2013, 09:45Dziękuję za pozytywne i wspierające komentarze :) to naprawdę wiele dla mnie znaczy, a poza tym od razu lżej mi na duchu ;)
marylinn
11 września 2013, 00:13Ps: znam to uczucie, kiedy chwalisz sie komus swoim pomyslem, a ktos 'madry' wie lepiej. Nie nalezy sie tym absolutnie przejmowac! To twoja sprawa, dokladnie to przemyslalas i sama wiesz najlepiej co jest dla ciebie w danym momencie dobre. A to wszystko oparte na wielu informacjach i opiniach od ludzi, ktorzy maja w danym zakresie doswiadczenie, czym mozesz sie zasugerowac. Najlepiej gdy sama pokazesz komus jak bardzo sie mylil :)
marylinn
11 września 2013, 00:10Troche jak bym o sobie myslala. Tez mam poprawke, a w wakacje niestety mieszkam z rodzina, dom pelen ludzi, bardzo glosny i szalony. Do jakiego celu dazysz? I ile juz schudlas? Jestem ciekawa, bo mamy podobny wzrost i podobna wage :)