Właśnie wkroczyłam w drugą fazę cyklu i czuję uciążliwości z tym związane...do tego przeraża mnie trochę wizja Świąt...a raczej jedzenia. Nie wiem czy jestem na to "gotowa". Muszę przemyśleć kwestię słodyczy i ogólnie nie popłynąć z ilością... Od dawna jadam słodycze tylko w weekendy ale ze względu na to, że Wigilia wypada w pn -dzisiaj chyba sobie odpuszczę- moja słaba silna wola dzisiaj będzie miała wyzwanie :P.
Wiem, że muszę wytrwać bo pierwszy raz od dawna zaczynam widzieć/ czuć różnicę, a to mega motywuje. Nigdy odchudzanie nie szło mi tak topornie, wręcz nie sprawiało mi większych problemów (tarczyca mi siadła:() i właśnie dlatego te małe postępy tak cieszą. Aktywność zaczyna mnie cieszyć, przestało mnie ciągnąć do restauracji "na gotowe" i ogólnie jem bardziej przemyślane posiłki. Oczywiście do ideału dużo brakuje-ale ja nie chcę być idealna, chcę być zdrowsza i szczuplejsza-tyle :)
Dziś króciutko bo zaraz uciekam do pracy, mam nadzieję, że uda mi się ogarnąć ten armagedon, który mi się szykuje i wziąć wolne między świętami-żeby ciut odpocząć. Trzymajcie kciuki!