Weekend na Słowacji...
w pełni udany, niestety nie pod względem diety..ale tym potem. Wybraliśmy się w piątek po pracy i na miejscu byliśmy jakoś przed 21. Zakwaterowaliśmy się w domku i chcieliśmy skoczyć jeszcze coś zjeść ale, że wszystko dookoła było już pozamykane wróciliśmy i ogarnęliśmy to co mieliśmy ze sobą. Trochę pobalowaliśmy i poszliśmy spać. Następnego dnia wyprawa na szlaki Małej Fatry. Ogólnie nie jestem fanką chodzenia po górach, lubię być w górach ale niekoniecznie po nich chodzić. O dziwo nie było jednak najgorzej, fizycznie dałam radę o co się bałam najbardziej. Mogę godzinami chodzić po płaskim ale dwa kroki pod górę i umieram i nie wiem czy to wina serca, tarczycy, boreliozy czy wszystkiego razem... ale dałam radę i to się liczy. No i niestety popłynęłam z dietą... Wiadomo w górach traci się energię więc wpadły słodkie bułki, energetyk i pół batona energetycznego-drugie pół wywaliłam bo wychodzę z założenia, że jeśli coś ma rujnować moją dietę to musi przynajmniej być smaczne :) Wieczorem zrobiliśmy grilla-tu starałam się nie popłynąć całkiem i olałam kiełbachy na rzecz cukinii i plasterka boczku-niestety pogrążył mnie PRZEPYSZNY ser z grilla-no ale cóż. Następnego dnia było już tylko gorzej...a mianowicie obiad w knajpie. Jako, że najlepsze pierogi z bryndzą jadłam właśnie na Słowacji to wybór był prosty-pierogi i zupa czosnkowa. Zapomniałam tylko, że pierogi są podawane ze śmietaną i skwarkami więc całkowicie obeszłabym się bez zupy. Były ok, nie tak pyszne jak te, które jadłam na majówce 2 lata temu ale też dobre. No ale weekend się skończył i czas wracać na dobre tory!! Choć łatwo nie będzie bo w szafie kuszą dwie Studentskie czekolady. Ale jestem twarda dam radę, otworzę kiedy przyjdzie na to pora :)
A póki co lecę ogarniać swoje drugie śniadanie na jutro do pracy. Będzie sałatka z bulguru z warzywkami i oliwkami. Na dziś zaplanowany jeszcze masaż ud, zadka itd. Specjalnie kupiłam wczoraj nową rękawicę do masażu, odnalazł się też mój masażer- więc trzeba działać. Ogarniam się też pod względem słodyczy, od weekendu nic nie tknęłam, mam w planie wytrzymać tak do piątku/soboty i dopiero na coś sobie pozwolić, no ale zobaczymy :) Nie będę sobie nic zakazywać, wierzę, że nie będzie to dla mnie jednak wielkie wyzwanie :)
Bobolina
28 września 2016, 23:27piergoi z brybdza? brzmi smacznie! ale bym zajadala :D nie dziwie sie ze dieta poszla w odstawke z takim jedzeniem! poza tym nie codziennie jezdzisz na slowacje i nie codziennie mozesz sprobowac takich specjalow mmm :) fajnie ze juz wrocilas na dobre tory i zdrowe jedzonko sie pojawilo:) a za studenckie dalabym sie pokroic! uwielbiam!
angelisia69
28 września 2016, 04:42oj nie lubie Slowackiej kuchni,za tlusta dla mnie :P ale kazdy ma inny gust.Fajnie ze nasycilas i dopiescilas swoje kubki smakowe,ale takie jadanie na dluzsza mete sylwetce nie posluzy :P Studentskie za to lubie,maja fajne dodatki,na szczescie juz dostepne w PL bez problemu.A i herbatki PickWick poezja ;-) Powodzonka