Weekend, weekend i po weekendzie... niestety mojego do udanych raczej nie zaliczę... Nie da się ukryć, że diagnoza boreliozy lekko mnie podłamała. Na samą myśl co mnie czeka odechciewa mi się wszystkiego... ale wiem, że nie mam co marudzić tylko muszę robić swoje i tyle.
Już w piątek zaczęło się nerwowo, ponieważ zaginął towar (przyjmowany zanim jeszcze ja się zatrudniłam) i dziewczyny przerażone stwierdziły, że jeśli się sprawa nie wyjaśni to będzie tzw. "ściepa narodowa". Średnio mi się ten pomysł podoba, gdyż ani mnie nie było ani w umowie nie mam zapisu, że odpowiadam za cokolwiek materialnie i w ogóle z moimi śmiesznymi zarobkami nie bardzo chcę jeszcze do tego dokładać. Z drugiej strony wiem, że czasem nie warto się wyłamywać z tłumu i stwierdziłam, że jeśli dziewczyny faktycznie będą musiały ponieść koszty to się dorzucę ale tylko symbolicznie bo nie będę dopłacać do interesu...tymbardziej mając na uwadze powyższe względy. Ehh co najgorsze widzę, że one reagują na szefową tak jak ja na szefa w poprzedniej firmie. Laska, która musiała poinformować szefową o brakach aż się trzęsła i brzuch ją bolał...skąd ja to znam...
Z L. też źle...Cały weekend się kłóciliśmy- już dawno powinniśmy się rozstać, męczymy się ze sobą, nie jesteśmy szczęśliwi, mamy inne potrzeby, zainteresowania i w ogóle jest źle ale z drugiej strony jakoś nie potrafimy tego zakończyć pamiętając to jak było kiedyś, mając nadzieję, że to wróci... ostatecznie postanowiliśmy znowu dać sobie czas... tylko, że sam czas nic nie zmieni jeśli i my nic w sobie nie zmienimy.... i ja już chyba nie mam pomysłu co zrobić, żeby było lepiej... chciałabym, żeby było ok ale nie wiem czy jeszcze się da... nie mam nawet czasu, żeby spokojnie się nad tym zastanowić. Wiem, że dużo winy jest we mnie, wiem, że się zmieniłam... tylko na prawdę już nie wiem co robić, żeby to zmienić.
Mimo kłótni porobiliśmy też kilka rzeczy razem, pojechaliśmy na moto show w jednym z centrów handlowych, piknik militarny i na Gwarki do Tarnowskich Gór. Odwiedziliśmy znajomych u których wynajmujemy mieszkanie i poszliśmy na lody. W moim mieście otworzyli nową lodziarnię z lodami rzemieślniczymi i musieliśmy spróbować. Wzięłam oczywiście czekoladowe i paloną śmietanę (?!). Muszę przyznać, że były dobre-więc to już drugie miejsce w mieście, gdzie lody mi na prawdę smakują (tak jestem wybredna:P).
Dietowo-wagowo:
Tu ok i bez większych wpadek. Czasem myślę, że nawet jem trochę za mało...a na pewno za rzadko. Uwielbiam jeść ale staram się panować nad tym, żeby nie zajadać emocji. Często tak robiłam i nic dobrego z tego nie było. Teraz, kiedy waga w końcu lekko ruszyła tymbardziej nie chcę zaprzepaścić tego co już wywalczyłam. Muszę, więc chyba pomyśleć nad jakimiś zdrowymi przekąskami. Czymś do torebki.
To tyle...Jakiś ten wpis bez składu i ładu ale jak zwykle trochę mi się nazbierało i potrzebowałam to z siebie wyrzucić.
Cyy u
A.
Bobolina
12 września 2016, 14:46kurcze, naprawde koniec z L.? a ile razem jestescie? przeciez sie kochacie.. wlasnie! bylas w tej nowej lodziarni? gdzie ona dokladnie jest? jak mowisz ze dobre lody to musze isc!:D co do skladania to ja zawsze jestem na tak ale wybacz, w tej sytuacji bym sie nie zlozyla bo niby czemu? nie pracowalas tam nawet!;/
createmyself
12 września 2016, 16:07ponad 3,5 roku więc trochę tego szkoda ale co ma być to będzie... albo w jedną albo w drugą bo żyjemy w jakimś zawieszeniu... A ta nowa lodziarnia jest na Krupniczej, tam gdzie DaGrasso. Nie wiem jak inne smaki ale te co wzięłam na prawdę ok choć osobiście chyba wolę Klapca...ciężko ocenić :P także jak odwiedzisz tą lodziarnię to czekam na Twoją recenzję :) a co do składania się ja się nie wychylam zobaczymy jak się sytuacja rozwinie...