Witam, po chwili nieobecności.... niby kilka dni a działo się dużo...
Przede wszystkim-dziś może zacznę od typowo Vitaliowych spraw. Wczoraj byłam w końcu u endokrynologa, dostałam leki więc wymówki, że nie chudnę bo niedoczynność się skończyły. Wizytę ustaliłam sobie na wieczór bo nie wiedziałam w końcu jak mi się sprawy z pracą poukładają ale o tym później. Lekarz przyjął mnie i tak o godzinę później niż miał ale i do tego się przyzwyczaiłam, że nawet prywatnie trzeba czekać... Powiem szczerze miło mnie ta wizyta zaskoczyła...a to dlatego, że poświęcił mi na prawdę sporo czasu, przeprowadził dokładny wywiad, zmierzył, zważył, zrobił USG, ciśnienie, puls, sprawdził węzły chłonne, ustalił lek i wytłumaczył co i jak. Powiedział, że jest ok, że lepiej mieć niedoczynność niż nadczynność i że leczenie będzie dużo prostsze. Uspokoił i ogólnie nie żałuje kasy wydanej na tą wizytę. Sam przyznał, że na pierwszą wizytę poświęca zwykle około 40 min dla pacjenta. Także git. Pozostaje mi dziś wykupić receptę i od jutra zacząć działać (bo dziś już jestem po śniadaniu ). Tak jak wspomniałam wymówki się skończyły, teraz metabolizm powinien przyspieszyć i moje odchudzanie już będzie zależeć tylko ode mnie.
Wczoraj niestety popłynęłam z żarciem, ale dałam sobie dyspensę na ten ostatni dzień, po lekarzu pojechaliśmy na parapetówkę do znajomych mojego L. z pracy i było tyle pyszności, że po prostu postanowiłam nie oszczędzać się za bardzo:P No i faktycznie pozwoliłam sobie na sałatki, chipsy i ciasteczka. Upadłam? Trudno należało mi się po tym całym tygodniu. Wstaję i idę dalej!
Praca:
Jest weekend i nie chcę się za bardzo rozwodzić nad tym tematem, zostałam jeszcze "na chwilę". Tak na prawdę zostałam tylko dlatego, że niejako przekonała mnie do tego asystentka szefa, dobrze wiedziała, że nie pasuje mi za bardzo ani praca, ani płaca ani szef. Powiedziała, że jeśli nie mam teraz innej pracy, żebym dała sobie jeszcze trochę czasu i spróbowała. Generalnie szef zarzucił mi (tzn. jej bo przez nią ze mną rozmawiał wtf?), że jestem mało zaangażowana, ona wybroniła mnie, że średnio mi taka praca odpowiada i widocznie brakuje mi motywacji (a chodziło mu o to, że zrobiłam coś w złej kolejności-LOL-może by tak się zaczął KOMUNIKOWAĆ a nie odburkiwać coś pod nosem przeplatając przekleństwami to i ja mogłabym LEPIEJ wpasować się w JEGO oczekiwania?). Ustaliła z nim, że podpiszemy krótką umowę, żeby się jeszcze przekonać czy dam radę i lepsze warunki finansowe. Wspomniała też, że średnio widzi mi się robienie nadgodzin za free-ale tu niestety już zdążyłam się przekonać, że niewiele się zmieni... o ile za pierwszym razem ZAPYTAŁ choć czy dam radę jeszcze coś zrobić... to za drugim już zlecił komuś innemu, żeby mnie wysłał do banku o 15... a korki na mieście, kolejki w bankach to nikogo nie interesuje:/ Niby mam zapisywać kiedy zostaje po czasie ale NIE WIERZĘ, że się za to ze mną rozliczy... Ok na dziś koniec o tym bucu bez kultury, dam radę to dam, nie dam to mam 2tyg okres wypowiedzenia i tyle, przeżyję! Zawsze będę choć jeszcze jedną pensję do przodu... i kolejny miesiąc do CV...
Mam nadzieję, że w kolejnych wpisach tematy będą zdominowane przez przyjemniejsze rzeczy niż praca bo szkoda moich nerwów!! Trzymajcie kciuki!!
Cyyaa!
Bobolina
6 marca 2016, 23:19ooo to super ze lekarz tak profesjonalnie podszedl do tego! wiadomo, jak prywatnie to dba o pacjenta..masz tabsy, wiec tak jak napisalas- bez wymowek, prosze mi tu dzialac;) z praca moze i racja.. zawsze mozesz sie zwolnic. oby sie cokolwiek polepszylo:)