Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 1 - taki sobie ten dzień..................


Jest 13 w domu cisza, nie ma nikogo, mam chwilę świętego spokoju. Brakowało mi tego, czasami nie mogę już wytrzymać w domu, ale nie mam pracy więc nie mam innego wyjścia. Najgorsze jest być na czyimś utrzymaniu, nie można wtedy nic powiedzieć, nie można niczego odmówić, chwilami czuję się jako jakieś popychadło. Nie mam z kim pogadać a musze to z siebie wyrzucać, bo jak nie, to skończę w białym kaftaniku wiązanym na plecach. Szukam tej pracy i szukam i nic. Jestem beznadziejna ale też nasz kraj to nie raj. Nie jestem jedyna, wierzę, że będzie dobrze. Chyba w mojej głowie siedzi przekonanie, że jak schudnę to problemy same się rozwiążą. Tak się przecież nie stanie, choć wygląd ma znaczenie jak się szuka pracy nikt nie chce mieć za pracownika grubasa, smutnego i niezadowolonego z życia. To chyba widać jak człowiek idzie na rozmowę, to jaki jest naprawdę, nie widać tego, nie jest to napisane na czole ale czuć, że coś jest nie tak.

Zresztą nie ważne, takie tam moje smutki.

Dzisiejszy dzień zaczęłam o 7.00 a na śniadanie zjadłam owsiankę z jabłkiem i to jest ok. nie można nic zarzucić, normalnie wzorowe śniadanie.

O 10 zjadałam drugie śniadanie, tak regularnie, była to sałatka z: sałaty lodowej, roszponki, papryki, pomidora, oliwek, i trochę mięsa z wędzonego kurczaka bez skóry. To też jest dobrze, prawda, całkiem przyzwoite drugie śniadanie.

Przed 12 zjadłam obiad i tu już nie jest dobrze, bo zjadłam zapiekankę z makaronu, faktem jest, że została przyrządzona w taki lekki sposób, nie była ciężka. Wszystko byłoby dobrze gdybym ja czyli matołek nie zjadła jej za dużo.

Czytałam wczoraj o uzależnieniu od jedzenia, kompulsywnym objadaniu się itp. rzeczach.

Nie wiem jak wy ale ja nie umiem poradzić sobie z jedzeniem, ciągle o nim myślę, a jak już zacznę jeść to mam problem, żeby przestać. To nie sprawa żołądka tylko tej mojej chorej głowy. Czy wy też tak macie? Nie poddaję się, to mały upadek.

Przed obiadem zaliczyłam ćwiczenia 20 km na rowerze stacjonarnym. Po 50 ścisków agrafką na nogi i ręce. Więc jest i dobrze i źle. Nie zawalę dzisiaj nic więcej, pomimo, że dzisiaj idę na pizzę ale jej nie zjem. Coś wymyślę, żeby się wykręcić. Nie powiem, że się odchudzam, tyle razy to mówiłam, że i tak nikt mi już nie wierzy. Patrzą z politowaniem na kogoś takiego jak ja. Udaję, że wcale się nie odchudzam, cały czas coś udaję, więc jedna rzecz więcej nie zrobi różnicy. Dobrze, że wam można się wygadać.
  • agulina30

    agulina30

    22 marca 2014, 13:25

    problemy z jedzeniem to niestety trudność większości osób z nadwagą :( niestety trzeba już uważać całe życie...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.