Wróciłam z dalekiej, długiej podróży ... w głąb siebie ...aż mi głupio ... nigdy się chyba tak nie uzewnętrzniałam. Zaliczyłam (chyba) początki deprechy. Dzielnie walczyłam o to by stanąć mocno na nogach. Myślę, że mi się udało :)
Ostatni wpis jaki tu czyniłam dotyczył moich planów wakacyjnych. Już wtedy bujałam się ostro ze swoimi emocjami, a ponieważ jestem dzielną dziewczynką i jednocześnie super mamą, żoną, siostrą, córką, przyjaciółką, srułką, pierdułką, dziubdziułką, fiubździułką, to z uśmiechem na ustach i jednoczesną wojną w serduchu znosiłam te stany, nie dając po sobie poznać, że dzieje się coś niefajnego w mojej głowie. Czułam się skrzywdzona, oszukana, poniżona, zawiedziona.Oczekiwałam przeprosin i to oczekiwanie chyba mnie najbardziej przygnębiało, bo oczywiście nie miało nigdy nastąpić. Mój dobry kolega (psychoterapeuta) uświadomił mi, że wspomniane przeprosiny są tylko moją potrzebą, natomiast kobieta, która mnie tak bardzo zraniła, wcale nie musi jej odczuwać. Kolega wypunktował też moje mocne strony, nakazał mi myśleć pozytywnie i żyć dniem dzisiejszym, bez nieustannego rozmyślania : why???? why???? Wzięłam to sobie do serca. Codziennie jak mantrę powtarzam, że głupia baba nie jest warta moich rozmyślań. Mam przy sobie cudownych ludzi, a pozwalam by taki mól (czy mol?) wyżerał wełnę mojego życia. O nie! Koniec ceregieli. Wracam do siebie Zamiast cieszyć się, że mam fajowego mężczyznę w swojej własnej chałupie, superowe dzieci i siebie samą też fajną mam, to ja taplałam się w beznadziei oczekując przeprosin. E tam! W dupie mam już te przeprosiny Z tej sytuacji ona może odnotować tylko straty : a)straciła mnie (uważam, że to najważniejsze) b)straciła zaufanie mojej rodziny, tzn męża, synów, c) straciła honor, d) straciła twarz. Ja natomiast liczę zyski : a) wiem komu ufać, b)wiem kto zionął do mnie utajoną niechęcią, c)wiem na czym stoję (w kwestii otaczających mnie przyjaciół). Wygrałam!
Na wycieczce w Rzymie oczywiście byliśmy. Było cudownie. Pierwszego dnia zaliczyłam udar cieplny ... niemalże nie skończyło się pobytem w szpitalu. Potem już było "z górki". Zwiedziliśmy wszystko co możliwe, Objadaliśmy się makaronami w każdej postaci, pizzami i owocami, raczyliśmy winami, zajadaliśmy pyszne lody i tiramisu. Z pełną stanowczością stwierdzam, że Rzym jest pierwszy na mojej top liście miast, które koniecznie trzeba zobaczyć. Wrócę tam kiedyś .... :)
Na temat wagi milczę z premedytacją.
Karampuk
23 marca 2014, 17:43ciesze się ze juz ci lepiej
agulina30
23 marca 2014, 15:35nie przejmuj się! głowa do góry i myśl pozytywnie!
Spychala1953
23 marca 2014, 14:57No właśnie czas popierdziela jak głupi i o zgodę nie pyta. A Ty kochana miej poczucie własnej wartości i nigdy nie pozwól, żeby jakiś człowiek zranił Cię tak bardzo. Mam kochających Cię bliskich i to jest najważniejsze. Buziaczki Ps. Byłam we Włoszech, ale w Rzymie jeszcze nie. Może kiedyś ze ślubnym?