Jeszcze rozemocjonowana popełniam posta z londyńskim duchem.
Było cudownie (albo lepiej). Gdy wylatywaliśmy w naszym kraju panowała zima (śnieżyca, zamiecie, minusowe temperatury). Trochę niepokoiłam się czy zdążę wrócić na czas (jutro maszeruję raźnym kroczkiem do pracy). Zamknięte lotnisko lub odwołany z powodu złych warunków pogodowych lot mógłby bardzo skomplikować mój plan urlopowy. Ale udało się! Jestem w swoim domku, na swojej kanapie, ze swoim laptopem na kolanach Okazało się, że w Londynie wiosna :) Miasto powitało nas słonkiem, wysoką (jak na styczeń) temperaturą i absolutnie przyjazną atmosferą. Londyńczycy są bardzo przyjaźni, pozytywnie nastawienie do turystów, służący pomocą każdej napotkanej na drodze gapie (czyli mnie). Zarezerwowaliśmy sobie noclegi w hotelu Premier Inn. Był to strzał w dziesiątkę. Budynek usytuowany obok (dosłownie) stacji metra. Wygodny, czysty, cichy, ze sprzątającymi krasnoludkami pod naszą nieobecność (to szczególnie fajne) Dodatkowym atutem oczywiście niska cena.
Co zobaczyłam? Turystyczny standard: London Eye (obowiązkowa przejażdżka), Muzeum Madame Tussauds (polecam!), oraz Muzea : Natural, Science, British, także Tower, Tower Bridge, Westminster Pałac i Abbey, Buckingham. Pozachwycałam się Big Benem. Poszwędałam się po Notting Hill. Zubożałam do granic możliwości na Oxford Street Z młodszym synem zaliczyłam londyńskie zoo (warszawskie lepsze) oraz odwiedziłam stadion Arsenalu (starszy nie popuścił) Mój debeściarski mąż zabrał nas też na rejs stateczkiem po Tamizie, gdzie popijaliśmy sobie grzane wino i podziwialiśmy widoki za oknem. Było naprawdę wspaniale. Naładowałam tak akumulatory, że do majowego weekendu będę pracowała jak mrówka.
Ale ! (Tak! było ALE!!!) Ale o co chodzi z brytyjskimi mamami??? Pomimo, że było ciepło (około 10 stopni), to jednak zasuwałam w ciepłej kurtce, rękawiczkach, szaliku,czasami czapce. Natomiast wielokrotnie widziałam mamuśki z niemowlętami na rękach bez czapeczki, bez kurtki, tylko w śpioszkach. Krew w żyłach zmroził mi widok mamy próbującej karmić płaczące dziecko (bez czapki, w cienkich rajstopkach i kaftaniku) oraz kobiety, która niosła (uwaga!!!) dziecko w body na krótki rękaw (też płaczące) - w obydwu przypadkach miałam ochotę powiedzieć im, że dzieci płaczą, bo im zimno. Dodam, że mamy też były rozebrane. Co Wy na to? Ok, wiem, jestem zmarźlakiem, ale to chyba jednak przesada.
A!!!Zapomniałam!!! Dlaczego w tytule Lady Chapel? Ponieważ to miejsce wywarło na mnie ogromne wrażenie. Rzeczywiście jest jednym z cudów świata. Niewątpliwie zapytana na szybko o najlepsze wrażenie z Londynu wskażę właśnie to miejsce.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Spychala1953
5 lutego 2013, 21:17Wszędzie dobrze, ale w domku najlepiej. Buziaki
Karampuk
5 lutego 2013, 19:47moze to jakas nowa moda na hartowanie dzieci :/
Przy...kosci
5 lutego 2013, 19:47Jak tylko przyjechalam do UK mialam podobne odczucia do Twoich,widzac cieplo ubrane matki a przy nich dzieci jakze skapo odziane... Teraz po prawie 7 latach jest to dla mnie calkiem zwyczajny widok nie wywierajacy na mnie juz az takiego wzruszenia jak wtedy,gdy tu przyjechalam. Niestety tutejsi ludzie maja inna mentalnosc i inny tok myslenia niz my-Polki. Tutejsze matki hartuja swoje maluchy od urodzenia,co jest dla mnie chore! Moja corcia przy innych dzieciach wyglada jak bulinka-taka wiecznie opatulona ;)) Niestety choruje tez czesciej niz angielskie dzieci :(