Wszyscy trajkotają o urlopach. Kiedy? Gdzie? Z kim? Można uszopląsu dostać. Marzę o jakimś wyjazdowym urlopie, gdzie nicnierobienie jest ciężką pracą po której trzeba odreagować przy jakimś kolorowym drineczku.... No dobra, wracam na ziemię. Urlop teoretycznie zaplanowałam sobie na koniec lipca. Mój M zaczyna nową pracę od 01.08.2014 więc z końcem lipca pojedzie "remontować" domek na Mazurach. Nie widzę sensu z nim jechać. Byłam już na dwóch takich wyjazdach. Pierwszy raz dwa lata temu. Pierworodny miał 1,5roku a ja byłam w 3 miesiącu ciąży. Poza bieganiem za dzieckiem i dbaniem żeby żaden młotek na niego nie spadł, zajmowałam się gotowaniem, robieniem śniadanek, kolacyjek, kawek i herbatek dla 3 chłopa. Jedyne czego potrzebowałam to chwili spokoju i odpoczynku. Wyjechałam ku niezadowoleniu Mojego M, po tym jak dostałam plamień i lekarz kazał mi odpoczywać. Rok temu, nienauczona doświadczeniami, pojechałam z 2 dzieci (jedno 4 miesiące). Na szczęście byłyśmy tylko we 4. Awantura to codzienność. O to żeby zerknął na dzieci bo musze zrobić obiad, mleko, przebrać , ubrać umyć, czy o to żeby przestał wiercić bo usypiam któreś. Tak więc w tym roku- wspólne wakacje w remontowanym domku odwołane. Może wyskoczę na weekendzik z gotowym jedzionkiem dla dzieciaków, żeby mogły pomoczyć nogi w jeziorze. Zobaczymy. Najpierw myślałam żeby zostać w Warszawie ale w końcu Pierworodny też chce mieć wakacje żeby wymieniać z dzieciakami wakacyjne doświadczenia. No więc plan jest taki że jadę do rodziców (oczywiście wizyty u teściowej nie ma na mojej liście atrakcji wakacyjnych) i organizuję dzieciom wypady. Może ktoś ze znajomych się dołączy ze zwoją zgrają. U rodziców będę wyłącznie zajmować się dziećmi. Cały ten domowy syf (gotowanie, sprzątanie) nie będzie mnie obchodził.
Mój M oczywiście będzie niezadowolony że z nim nie jadę. Znów usłyszę że wszystko jest na jego głowie i nie ma znikąd pomocy. Biedaczek. <?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />
Dziś lecę z Pierworodnym do lekarza. Kaszle jak gruźlik. Ja też ale mniejsza o mnie. Mam nadzieję ze w końcu dostaniemy jakieś normalne leki bo ostatnie syropki nie wiele dają.
Chyba jakaś nienormalna jestem. Mamy dopiero lipiec a ja już myślę o zakupach ubraniowych dla dzieci an jesień i zimę. Zrobiłam już liste najpotrzebniejszych rzeczy. Zobaczył ją Tatuś i stwierdził że to niemożoliwe żby dzieci tyle tego potrzebowały. Halo, nie szalałam, na liście były najpotrzebniejsze rzeczy (buty, czapku, rękawiczki, spodnie, jarstopy, bluzki na długi rękaw) w ilościach detalicznych a nie hurtowych. Najbardziej rozbawił mnie tekst "przecież kupowałas zimowe buty dla Młodego w tamtym roku". Nie waże że dzieciakowi urosła noga o 3 rozmiary. Wg teroii Mojego M, to czyste marnotrastwo bo jak oON sobie upuje buty to starczają mu na kilka lat. Nie ma jak dobry żarcik na koniec.
jjkm2
2 lipca 2014, 21:42ŚCISKAM
Weronikaaaaaa
2 lipca 2014, 11:23Co za facet..