Witam!
Znowu tu wracam. Mam 2 wiadomości. Zła to taka, że powróciły problemy z wagą z przeszłości. Dobra, że już zdążyłem się odbić od dna i mknę w wyznaczonym kierunku.
Przypomnienie mojej historii.
W 06.2010 z wagą 106 kg rozpocząłem walkę, dzięki której dobrnąłem w 06.2011 do przystanku 82 kg. Od tego czasu udawało mi się utrzymywać wagę na poziomie 85-93 aż do 10.2013, kiedy to po ukończeniu maratonu (85 kg) zaprzestałem jakiegokolwiek ruchu zapominając o diecie i waga systematycznie rosła. Wiosną 2014 stać mnie było na ostatni zryw (ze 100 kg na 95), ale po lecie wszystko wróciło do normy, aż z rekordową wagą 107 kg dotarłem do połowy lipca 2016. Reasumując, w ciągu 6 lat moja waga ze 106, przez 82, dotarła do 107,4 kg.
Wszystko, co wcześniej ciężką pracą wywalczyłem, zostało całkowicie zaprzepaszczone. Czym dalej brnąłem w ten ślepy zaułek, tym trudniej było mi się się z niego wydostać i zmobilizować do jakiegokolwiek działania. Pomijam coraz gorszą kondycję psychiczną...
Dokładnie 18.07.2016, sięgając dna, postanowiłem się z niego definitywnie wydostać. Przemyślana dieta, początkowo marsze, później marszobiegi, teraz bieganie + rower i pierwszy mały sukces już za mną. -7 kg (100,4) w 7 tygodni. Początki zawsze są trudne. Bywały lepsze tygodnie (-2 kg) i gorsze (+0,1 kg), ale ogólnie jestem zadowolony i naładowany pozytywną energią, która motywuje mnie do dalszego działania (crossfit + siłownia).
Melduję wygranie pierwszej bitwy. Kolejne przede mną....
Do wygrania całej wojny jeszcze bardzo daleka droga.......