Pierwszy tydzień prawie zleciał. Nie powiem, że zupełnie bez drobnych potknięć ale wtop grubszego kalibru nie było. Sukces ogromny że będąc w delce, hotel 4*, umialam się powstrzymac od tych chrupiących świeżusich rogalików i zjeść ładnie jajko z pieczywem razowym. Niby zdrowo, niby wiem że lepiej dla wagi i ogolnego samopoczucia ale nie ma tej frajdy co z rogalikami.
Na wagę jeszcze nie stanęłam - zważę się jutro rano ALE moja opona brzuszna jakby trochę sflaczała co jest dobrym znakiem. Na smacznie dopasowanej jestem od wczoraj więc trudno powiedzieć czy to jej zasluga ale od tamtego weekendu przeszłam w tryb dietowy,
Jest dodatkowa motywacja i deadline: spotkanie integracyjne 24.09. Żeby skały srały będę chudsza. Zasadniczo nie jest źle ale jak spoglądam na zdjęcia sprzed 4 lat gdzie ważyłam 62kg i byłam super zgrabna to żal jest. I tym razem też motywacja. Znowu chce tak wyglądać i tak się czuć.
Na razie lecimy z tematem i oby ten poziom się utrzymał.
Lecę poczytać jak trzymają sie inni, jakoś to raźniej :) Weekend zawsze najgorszy bo pokus najwięcej :(