dżyzysss ledwie żyję...poszłam na tą "latungę" i moje boczki po prostu mnie torturują teraz ałłłła. Nie mogę wziąć głębszego wdechu, bo plecy kłują i jestem na płytkich wdeszkach......Nie wiem co to było w ogóle, słyszałam, że jakieś energiczne latino, a to: charce murzyńskie z salsą - 4 tupnięcia na sekundę, gdzieś tam wpadły jakieś elementy skakańca irlandzkiego, przeplatane wspomnianą wyżej makumbączaczą, cokolwiek to znaczy, ale do tego co wyprawiałyśmy tylko taka nazwa mi pasuje. Aha!! a w momentach kiedy miałyśmy apogeum tej pląsawicy pani Jaga zwalniała i delikatnie wprowadzała nas w arkana tańców arabskich hehe. Nie wiem, czy do śmiechu mi będzie jutro jak rano będę zmuszona wygramolić się z łóżka, zakładam, że tylko przymus mnie z niego wyciągnie. Tym przymusem praca jest oczywiście, a przed pracą......taaadaaam - aerobik
Ale przynajmniej czuję, że żyję, czuję, że mam nogi.... i plecy....i plecy....i plecy, nie mogę oddychać, pisałam już?? chyba tak, ale jak płyciutko wciągam powietrze to jest prawie dobrze. Myślicie że to stan przedzawałowy? Piękne to było, naprawdę, mogłabym tak dziennie:))))))
agnes315
10 marca 2011, 11:39na moim Latino jest tak samo, nazywa się to latino, ale nasza Magda wprowadza nam wszystko co się da, też arabskie, zumby, mambo, salsy, reszty nazw nie pamiętam :))
tilgg
10 marca 2011, 00:21tez bym tak chciala ;D brzmi bardzo energetyzujaco ;D
skorpio77
9 marca 2011, 22:06Brzmi świetnie. Makumba, latino, salsa, czacza, jeszcze po irlandzku;-) Jak po dniach białkowych? Waga spadła i się utrzymuje, a może leci dalej w dół?
skorpio77
9 marca 2011, 22:06Brzmi świetnie. Makumba, latino, salsa, czacza, jeszcze po irlandzku;-) Jak po dniach białkowych? Waga spadła i się utrzymuje, a może leci dalej w dół?