Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
W poszukiwaniu czasu...


Czy zastanawiałyście się kiedyś, skąd się bierze tradycyjne "nie ćwiczę, bo nie mam czasu"? No właśnie, skąd? Zawsze było to dla mnie dziwne, jak mi ktoś mówił, że nie ma czasu, bo pracuje, albo dziwiłam się osobom wychowującym dzieci i niepracującym, że przecież są cały dzień w domu, więc jak mogą nie mieć czasu na ćwiczenia. Dziwiłam. Ale już nie dziwię. Odkąd mam pracę, tak bardzo trudno jest mi się zebrać, do ćwiczeń, że aż zła jestem na siebie. Wręcz wyczynowe okazuje się pogodzenie treningów i hobby, jakim w moim przypadku jest śpiewanie. Mało tego. Gdy przychodzi weekend, kiedy spędza z nami czas córeczka mojego mężczyzny, rozjaśnia mi się pogląd na życie młodych mam, których cały dzień wypełnia praca w domu i opieka nad maleństwem. Pal licho, jak dziecko jest już chodzące i gadające - jaki to wyczyn musi być, gdy maluch jeszcze leży, robi w pieluchę i chce, żeby go cały czas nosić na rękach?! Dlatego postanowiłam opracować jakiś wspaniały plan na przyszłość, żeby umieć wygospodarować czas i siłę do ćwiczenia w natłoku codziennych spraw i obowiązków.

Punkt 1: Plan dnia

Cel: Przyjrzeć się swojemu rozkładowi dnia i zaznaczyć godziny, w których czas jest marnotrawiony.

Realizacja:  6:00 - 6:35 Pobudka + codzienna toaleta

6:40 - 6:55 Śniadanie + wyjście do pracy (jadę samochodem 30 km (+- 30 minut)

7:30 - 15:30 (czasem dłużej) Praca

16:00 - 16:45 karmienie kotów w mieszkaniu mojego M. + powrót do domu

16:55 Obiad

I tu zaczyna się czas do dyspozycji dla mnie. W poniedziałki i piątki mam próby z zespołami, więc dwa dni mi odpadają. No, ale pozostaje pięć dni do mojej dyspozycji. Powinnam w nich zmieścić po godzinie nauki hiszpańskiego oraz godzinka treningu. Z hiszpańskim sprawę załatwia słuchanie mp3 w samochodzie (pół godz. w jedną i pół godz. w drugą stronę). Niestety treningu tak nie załatwię. 

Koleżanka, która zaczęła biegać zdradziła mi swoją tajemnicę - biegnie zaraz po pracy, bo później trudno się jej zebrać. Niby się zgadza, ale godziny posiłków mam tak ustawione, że obiad wypada dokładnie o 16:30, czyli i tak jestem spóźniona, więc nie mogę przeciągnąć kolejnej godziny. Po posiłku powinno się odczekać z godzinkę zanim rozpocznie się wysiłek fizyczny. Niech to będzie godzina 18:30. O tej porze powinnam zacząć trening. 

Tu zaznaczam na kolorowo cel: 18:30 TRENING

Teraz powinien pojawić się punkt 2.

Punkt 2: Utrzymanie stałej pory treningu

Cel: Ustawienie w telefonie przypomnienia o porze treningu

W dobie dzisiejszej techniki telefon jest tak podręcznym narzędziem, że aż grzech byłoby nie wykorzystać funkcji przypominania. A co z ciągłym zmęczeniem? Mam wrażenie, że to kolejny powód do wymówki ale...

Punkt 3: Spać 9 godzin dziennie

Ponoć tyle potrzebuje zdrowy organizm, żeby w pełni naładować baterie. Skoro wstaję o 6:00, powinnam się kłaść o 21:00. Mało to wykonalne. Często o 21. jeszcze marnotrawię czas oglądając jakiś film, czy wracając z próby (dwa razy w tygodniu - znów wymówka). No dobrze, to może chociaż 22:00? 8 godzin snu też powinno wystarczyć.

Punkt 4: Nagrody za kilogramy/centymetry

Podobno dobrze jest wprowadzić do swojej motywacji jakieś nagrody za osiągnięcie kolejnego pułapu w postępach. Niech postępem będzie utrata centymetrów, bo jestem wśród wyznawców poglądu, że waga nie jest urządzeniem miarodajnym. Powiedzmy, że nagroda będzie za każde utracone 5 cm.

Cel: Mierzymy się wg tabeli Vitalii i sumujemy centymetry.

Za pierwsze -5 cm: ulubiony kosmetyk

Za kolejne -5 cm: nowa bluzka

Za każde następne -5 cm: adekwatnie do osiągniętego wyniku - może być nowy "ciuszek", albo inna fajna rzecz, na którą normalnie byśmy sobie nie pozwoliły.

Na dziś tyle z moich przemyśleń. Kolejne Punkty w kolejnym poście. Muszę sobie wszystko jeszcze raz dokładnie przemyśleć, żeby wyciągnąć wnioski i nie powodować kolejnych wymówek.

Ściskam gorąco!

  • rusz.w.roz

    rusz.w.roz

    17 marca 2014, 16:08

    Ja również myślałam, ze tylko leniwe i niezorganizowane osoby usprawiedliwiają się brakiem czasu, dopóki sama nie zaczęłam fizycznie pracować.. przygotowywałam śmieciowe jedzenie, bo było szybciej i taniej i miałam więcej czasu na odpoczynek. Tymczasem byłam ociężała, senna, bez energii.. Well, fajnie, że się tak organizujesz i sama dla siebie stanowisz motywację, bo to podstawa drogi do sukcesu. I gratuluję pasji -też chcialam śpiewać, ale pękają ściany..

  • isssia

    isssia

    17 marca 2014, 15:58

    hej, masz całkiem duzo czasu! Ja ćwiczę codziennie, albo prawie, chociaż czasu mało. Plan dnia- 5.30 pobudka, ogranięcie siebie i 3 latka, 6.10m wypad z domu, mały do niani, 6.30 - pociąg do pracy (42 km, 40 minut).7.19 - tramwaj do pracy. 7.45 - 13.00 praca, 13.00-15.00 - tramwaj, pociąg, zakupy "po drodze", odebranie małego. Kolejna godzina na ogarnięcie kulinarne całej rodziny, mąż wraca o 17.00, do tego czasu zabawa z 3 latkiem na wyłączoność, pranie, sprzątanie itp. 18.00-19.00 praca, 19-20.00 mój czas na ćwiczenia i prysznic- nienaruszalne! 20.00 do póki padnie - znowu dziecko. Jak padnie znowu praca, chyba, że jest po 23.00, to olewam. 23.00 spanie. Czas wolny - w pociągu - czytanie! No i mam czas na internet, o ile mały mi pozwoli- teraz bawi się w domku z kołdry i foteli;) Dasz radę jak się zaweźmiesz!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.