Nigdy nie lubiłam ćwiczyć. Przez całe gimnazjum i liceum miałam zwolnienie z wf z powodu choroby kolan i częstych kontuzji. Za to lubiłam strasznie jeść. Często obiady zastępowałam chlebem. Potrafiłam zjeść go dużo. No bo kto nie lubi świeżutkiego, chrupiącego chlebka z dobrą wędlinką, serem? Dodatkowo mogłam kilogramami pochłaniać chipsy i słodycze. Aktywności fizycznej było tyle co nic. Droga do szkoły to około 1 km do przystanku. Powrót do domu i siedzenie z leżeniem na zmianę. Wszystko to skutkowało rosnącą wagą. Aż do 11 lutego 2013 roku. Pierwsza klasa liceum, bilans u szkolnej pielęgniarki. Chyba to było najgorsze co mogło się przydarzyć 16-latce, która ważyła już ponad 90 kg! Dostałam skierowanie do poradni endokrynologicznej. Wizyta u lekarza, wyniki w porządku, tylko ta waga.. Lekarz zlecił mi dietę. 1400 kcal dziennie, więcej ruchu, ograniczenie soli, ciemne pieczywo, zastąpienie słodyczy owocami i warzywami, zero podjadania pomiędzy stałymi posiłkami o ustalonych godzinach, woda i gorzka herbata zamiast coli i słodkich soków. Dostałam tabelę kalorii i kilka miesięcy na pokazanie co potrafię. W czerwcu poszłam na kontrolę. Z 91,7 kg schudłam do 80 kg. Jaka była moja radość! Wtedy odpuściłam. Myślałam, że już nie przytyję. W moim życiu pojawił się M, poznaliśmy się na jednym z portali internetowych. Spędzaliśmy dużo czasu pisząc do siebie. Wyjechałam na wakacje do Bułgarii. Przecież to tylko 1,5 tygodnia, nic się nie stanie jeżeli odpuszczę dietę na te kilka dni. Wróciłam już cięższa o 2,5 kg. No i potem już poszło, wyjścia ze znajomymi, z moim M. Pizza, lody.. Do 2016 roku próbowałam trzy razy na nowo rozpocząć dietę, ale zawsze po kilku dniach kończyło się to powrotem do słodyczy i ulubionej paczki chipsów do wieczornego serialu. Aż w końcu coś we mnie pękło i 26 stycznia postanowiłam zawalczyć. Moim marzeniem jest być mamą, żoną. Chce mieć cudowną rodzinę. A wcześniej cieszyć się piękną sobą w białej sukni, okrągłym brzuszkiem ciążowym. Chce schudnąć i widzieć iskry zachwytu w oczach mojego M., który mówi, że kocha mnie taką jaka jestem teraz. Mimo to motywuje mnie każdego dnia, chwali postępy i pociesza w porażkach.
Teraz każdego dnia ćwiczę ułożone przez siebie wyzwanie i jeżdżę na rowerze stacjonarnym, a dieta stała się częścią mojego życia.
Wyznaczniki mojej diety:
1. Każdego dnia jem o 9:00, 12:00, 15:00, 18:00.
2. Nie podjadam między posiłkami.
3. Piję tylko wodę i herbatę zieloną, ewentualnie sok z pomarańcza lub grejpfruta (świeżo wyciskany).
4. Słodycze tylko raz w tygodniu.
5. Rezygnuję z fast-foodów.
6. Jasne pieczywo zamieniłam tym ciemnym.
7. Nie podjadam.
8. Mniej solę, dodaję mniej tłuszczu przy przygotowywaniu posiłków.
9. Duże talerze zamieniłam małymi (wydaje się, że dużo jest nałożone).
10. Jem dużo jogurtów naturalnych, chudych twarożków.
11. Do pracy zabieram przygotowane jedzenie w pojemnikach.
Moje ćwiczenia:
Wymachy nóg robię również na boku, zaczynałam od 20 powtórzeń. Co tydzień dodaję 5 powtórzeń więcej. :) Podnoszę również sztangę 5 x 10 powtórzeń przy obciążeniu 3,5 kg. :) No i rower stacjonarny, najczęściej przejeżdżałam 10 km w 20 min, ostatnio jest to już nawet 10 km w 16 min. :)
Dzięki tym ćwiczeniom zauważyłam, że wysmukliły mi się nogi, odrobinę podniósł tyłek i zmalał brzuch! :)
Mam nadzieję, że do wakacji dopnę swego, a może i więcej? :)
POWODZENIA DLA WSZYSTKICH! :)
telvez
24 lutego 2016, 22:37Taki facet to skarb. Widać, że masz w nim oparcie. Powodzenia w dalszej walce :)
chcebycmama13
25 lutego 2016, 05:21Dziekuje:)
Aagnes91
24 lutego 2016, 11:43Ooo matko bilanse... moja zmora :) zawsze krzyczałam u higienistki że ja ważę się ostatnia jak już nikogo tam nie będzie.... ale guzik z tego wychodził i i tak każdy wiedział ile ważę i robił wielkie oczy... W ogóle czasy szkolne wspominam troszkę z bólem w sercu, bo mimo, że miałam koleżanki, to zawsze znalazł się ktoś kto chciał mi dopiec.... Takie życie, cieszę się że to już za mną :) Mam nadzieję, że masz dużo motywacji, czasem ona opadnie, ale wtedy polecam Ci tu zaglądać na vitalie i nie poddawać się jak rzucisz się na pączka czy zjesz chipsy... to normalne... każda z nas tak ma , ale później trzeba iść dalej.... Trzymam kciuki :) zaczynałam od Twojej wagi a teraz mam już 7 kg mniej... uwierz że zleci szybko i z czasem będziesz już tylko piękniej wyglądać :) buziaki :)
chcebycmama13
24 lutego 2016, 11:47oj tak dzieciaki w szkołach są okropne :) ja też cieszę się, że to za mną :) Tobie również życzę powodzenia :) :*