Hej!
W końcu odważyłam się napisać! To na prawdę wielki wyczyn biorąc pod uwagę, że po ponad roku to robię. Nastał ten dzień - oficjalnie nadaję do Was ja - CarrotsGirl.
Moje zmaganie z odchudzaniem trwa od wieków, serio - byłam od dziecka pączusiem. Babcie rozpieszczały, przyrządzały ukochanej wnusi smakołyki, rodzice nigdy nie żałowali słodyczy i innych rarytasów. Nie przeszkadzało mi to, zupełnie. Nie miałam problemu z jedzeniem kolacji o 22.00. W każdym razie około 18tki zdecydowałam, że to już czas. I wzięłam się w garść... Z 89 kg schudłam do 65 kg. Oczywiście trwało to nie miesiąc, nie dwa, a aż 5 lat, bo były wahania wagi, jojo i inne przygody po trasie. W każdym razie moim największym sukcesem było zrzucenie 10 kg w 2014 roku. Zrobiłam to w 3 miesiące - ciężką pracą, wyrzeczeniami, rezygnacją z wielu rzeczy. Wtedy też dokonała się moja psychiczna przemiana, poczułam się lepiej z samą sobą, w swoim własnym towarzystwie. Zaczęłam siebie lubić! To było niewiarygodne.
Generalnie od tamtego czasu waga waha mi się w okolicach 65 kg. Co zrzucę, to wraca do tej wagi, a co nabiorę to również wraca. Śmieję się, że to taka magiczna bariera, moje magiczne 65 kg żywej wagi.
Obecnie wygląda to tak, że czasem pobiegam - ale wiecie praca i inne priorytety... W każdym razie staram się dobrze odżywiać, dużo chodzę - minimum 3,5 km w jedną stronę do pracy, a czasem z powrotem. Nie jem chipsów, czekolad - okej, ostatnio wpadają owoce (nektarynki i arbuzy, ale to chyba nie grzech?!), krówki (2 sztuki na dzień) i lody (1 sztuka na dzień) - ale wiadomo, nie zawsze. W każdym razie, bardziej potrzebuję zaakceptować swoje ciało. Bo mogę ważyć 65 kg i wyglądać super, a czuć się źle, a mogę ważyć 65 kg, wyglądać średnio, a czuć się jak bogini, być pewną siebie i uśmiechniętą osobą. Ten drugi cel - poczucie włąsnego "ja" jest w tym momencie ważniejsze, a no i żeby ciuchy dobrze leżały :D
Czy są tu dziewczyny z Warszawy? Zapatrywałybyście się na jakiś meeting? :D Co myślicie? :)
patih
9 sierpnia 2015, 11:11trzymam kciuki