ale jednak spacer był. Deszcz i silny wiatr nam towarzyszył, stąd to nie była długa wędrówka. Ludzi spotykaliśmy, bo niedziela, ale także przemykali raczej bez radości. Dziś niedziela, obiad także niedzielny. Tradycyjny rosół z makaronem, ale na reszcie zrobiłam ogórkową. Już na jutro. Pieczona perliczka, nadziana masłem z pietruszką zieloną. Pycha! Do tego buraczki kiszone( ja) , marchewka z groszkiem ( mąż). Kolorowa sałatka znaleziona na YT wyszła genialnie. Jest znakomita, polecam na wszelkiego rodzaju spotkania. Jej dekoracyjność powala, smak jest świetny , pasuje do wszystkiego. My zjedliśmy ją polaną oczywiście sosem winegret, z serami różnych gatunków, do tego lampka wina białego. Tak powiedziałam, tak zrobiłam. Porcja sałatki spora, wystarczy na 2 razy. Sporo piję , wody, maślanki, kefirów. Dziś w Antyradiu słuchałam audycji o zupach gotowanych przez słuchaczy. Ależ fajne pomysły mają rodacy , i to młodzi. W XXI wieku każdy winien umieć przygotować dla siebie pożywienie.Na szczęście odchodzą do lamusa rodziny, gdzie mąż, zwany głową rodziny niejednokrotnie z nawyku, najczęściej pilnuje kanapy i gazety, czekając na obsługę. To model moich rodziców. Gdy mama odchodziła w niebyt z chorobą neurologiczną, ojciec nie potrafił nic. Musiałam mu pokazać, że mają w domu mnóstwo ręczników, pościeli, itp rzeczy, bo już dawał mi pieniądze na zakup. Do głowy mu nie przyszło, że mogą być w szafie, bo tam nigdy nie zaglądał. Ja trafiłam na mężczyznę potrafiącego wiele, i doceniam to najnormalniej w świecie.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Joanna19651965
6 lutego 2022, 17:00To, że nasi ojcowie nie robili w domu zbyt wiele wynikało z wychowania. Mój ojciec i tak był "ogarnięty", bo jajecznicę umiał zrobić, ale tak był wychowany. Jego matka, a moja babcia, poza krótkim okresem przed zamążpójściem (okres przedwojenny i po wojnie, ale to były inne czasy i była już wdową) nie pracowała zawodowo. Pracował dziadek i jego zarobki w zupełności wystarczały na utrzymanie rodziny, pannę do dziecka i kucharkę, więc babcia nie gotowała (jak już musiała to coś tam pichciła, ale nigdy nie była w tym dobra), a ojciec nie miał okazji/przymusu, żeby się nauczyć (za to był mistrzem w naprawianiu wszelkich sprzętów domowych i samochodu). Ten dziadek do wkręcenia żarówki wzywał stróża, chociaż był inżynierem. Podobnie było z moją mamą, z tą różnicą, że jej mama umiała bardzo dobrze gotować (nauczyła się tego na pensji), chociaż dopiero po wojnie zaczęła gotować dla rodziny i nauczyła moją mamę. Po ślubie dla mojej mamy było oczywiste, że to ona prowadzi dom w całym tego słowa znaczeniu z tą jednak różnicą, że pracowała zawodowo, bo zarobki ojca to było za mało. Z kolei dla mojego męża było już oczywiste, że partycypuje w prowadzeniu domu, m.in. to on przede wszystkim gotuje na święta, pierze i robi w domu to co akurat trzeba. Syn może mistrzem kuchni nie jest, ale z głodu nie zginie i nie ma problemu z pracami domowymi. Pod tym względem jednak dokonała się rewolucja.
Gacaz
6 lutego 2022, 16:40Ja dziś spacerowałam nad Wartą. Podzielam Twoje zdanie na temat prac domowych.