Czytam książkę Janusza L. Wiśniewskiego pt" Wszystkie moje kobiety". To książka, z której można się dowiedzieć wiele ciekawych rzeczy naukowych. Poznać można, że pisarz jest osoba zajmującą się naukami ścisłymi. A język literacki książki jest po prostu bajeczny. To nie takie tam babskie ple ple, przerzucanie się słowami , aby była jakaś treść. To książka czytana długo i wnikliwie, ale jak doskonale oddaje naturę kobiety. Gdy czytałam kiedyś dawno dawno "Zespoły napięć "tegoż autora, zachwyciłam się opowieścią o żonie towarzyszącej mężowi na jakimś biznesowym spotkaniu, gdy szara myszka ( postrzeganie męża) znalazła się w świetle zainteresowania, bo posługiwała się w rozmowie kilkoma językami obcymi, przechodząc z angielskiego na niemiecki, z niego na włoski czy hiszpański. Mąż potraktował tę sytuację jako potwarz, sam ledwo dukał w obcym języku, to jak ONA mogła być lepsza? To wówczas moim marzeniem stała się umiejętność posługiwania się językami obcymi , kilkoma językami, w mowie i w piśmie na poziomie znajomości języka polskiego. Marzenie nierealne, chociaż na dziś angielski jest ok., we włoskim mam jeszcze trochę zahamowań, ale sporo rozumiem i przy pomocy intuicji mogę się porozumiewać. Co ważne, mam dobry słuch do języków, dobrze akcentuję, a to sporo ułatwia. Rosyjski znam z liceum i z podstawówki i jako słowianka także posiadam dany nam przez komunę dar rozmowy i rozumienia tego języka. To o wiele mniej niż umie syn, który wygłasza za granicą wykłady w języku angielskim. Ale cóż, ja dziś tej umiejętności już nie muszę posiadać. Imponowała mi zaciętość , wola i potrzeba znajomości języka angielskiego Donalda Tuska, tak wyśmiewana przez wielu zawistników. To w świecie polityki dzisiejsza konieczność, bo nie można się ograniczać do "I can, I can, I can" W świecie żywienia i diety bz. Nadal mam odloty zupełnie zbędne pod kątem produktów zakazanych. Mój organizm jest tak pokręcony, że nieraz mam dosyć dywagacji co można, a czego nie. Powinnam jeść tylko ciemne pieczywo, bo zdrowsze, ale moja wątroba i żołądek nie wytrzymują takiego ciężkiego pieczywa. Nadciśnienie także wyklucza wiele produktów, a niedoczynność tarczycy dodatkowo. Jedyna i ostatnia ciotka męża lat 89, chorująca na zapalenie trzustki, wazy aktualnie 45 kg, bo leczy się piciem jedynie wody. Aby wypłukać toksyny i zbędności. Z pewnością nie byłoby mnie stać na takie poświęcenie, bo przy tej kuracji kobieta tylko leży, nie mając sił na cokolwiek. Z resztą nic dziwnego. Wsłuchanie się w swój organizm jest absolutnie niezbędne, chociaż i on wielokrotnie robił mi psikusy, pozbawiając możliwości spożycia tego, co było dozwolone. Dziś wypiłam sok wyciśnięty z buraków, podobno samo zdrowie. Po 15 minutach tak rozbolał mnie żołądek, że w sklepie musiałam zaciskać zęby. I jakiż to był powód? A przecież wielokrotnie pijałam taki sok , i to z przyjemnością i bez sensacji. Czosnek zdrowy? tak, ale nie dla mnie, bo po czosnku mam wzdęcia i bóle. I jak tu żyć ? Nawet nie ma kogo zapytać .
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Kaliaaaaa
12 grudnia 2021, 11:06Miło wspominam Bikini Wiśniewskiego. Faktycznie jego książki mają w sobie sporo informacji,zgrabnie "upakowanych"- pamiętam że lata temu zainteresowały mnie te wtręty w Samotności w sieci. Napisał też książkę Grand(dzieje się w Grand Hotelu w Sopocie) - nie wiem czy się na to natknęłas. Mnie fascynuje lektura w językach obcych.Kiedys to była pewna oczywistość w wykształconych sferach. Dziś pewne dziwactwo- ale bardzo mi się podoba że po angielsku i niemiecku czytam bez filtra tłumacza. Głównie zresztą kryminały i obyczajowki, ale powoli się odważam na coś poważniejszego i ostatnio przypomniałam sobie Opowieści Podręcznej Atwood. Wczoraj wzięłam w rękę w księgarni Wojnę i pokój w oryginale i pomyślałam że to dopiero byłoby wyzwanie intelektualne(rosyjski trochę znam ale jak to Słowianka -lepiej w mowie i słuchu). Może kiedyś... Co do wątpliwości żywieniowych -to sama je mam, zbyt dużo różnych, odmiennych koncepcji dociera z każdej strony.
Campanulla
12 grudnia 2021, 15:49"Los powtórzony" Wiśniewskiego także niesamowity. A "Bikini" czytałąm.Gratuluje umiejętności.
Joanna19651965
12 grudnia 2021, 02:36To ja wrzucę jedną historię do językowego "ogródka". W Stanach, na spotkaniu u pewnego profesora poznaliśmy człowieka, o którym byliśmy święcie przekonani, że to stypendysta z Polski. Jak to przy takich okazjach gadki-szmatki. Kolejne spotkanie, mniej formalne, spotykamy człowieka ponownie, przedstawia nam starszą panią "moja mama". My do niej "miło nam poznać", a ona do nas ... czystym, brytyjskim angielskim. Zgłupieliśmy. Okazało się, że facet jest rodowitym Anglikiem, nie ma żadnych polskich korzeni i tak perfekcyjnie opanował polski, że do głowy nikomu by nie przyszło, że nie urodził się nad Wisła.
Campanulla
12 grudnia 2021, 15:50Ach, zazdroszczę takim ludziom.
hanka10
11 grudnia 2021, 21:18Za przepiękny język- w tym pisany, pokochałam kiedyś prof. Tadeusza Gadacza . Miłość trwa do tej pory, bo nawet zażyczylam sobie jego książkę pod choinkę :)!
Campanulla
12 grudnia 2021, 15:51T. Gadacz jest socjologiem, jak mój syn. Znam człowieka, czytałam jego pozycje, zgadzam się z twoja oceną. Na szczęście jeszcze sa tacy.
Marynia1958
11 grudnia 2021, 19:27Bardzo mi imponują ludzie posługujący się wieloma językami. Miłego wieczoru
krolowamargot1
12 grudnia 2021, 12:01Oh, byłam na Kanarach jesienią i na jednej z wycieczek mieliśmy przewodnika, który mówi do nas w 6 językach. Przy czym, po niderlandzku mówił tak, jakby się urodził w Rotterdamie, czy Utrechcie. Okazało się, że mieszkał kilka lat w Holandii i stąd ta znajomość języka.