Dzionkiem porannym na wagę hop! A tu 74,7kg się pokazało! Ach jakie życie jest piękne, gdy wszystko idzie z planem. Wczoraj wieczorem mierzyłam spodnie kupione w okolicach marca, są ZA DUŻE W PASIE ! A zatem idziemy słuszną drogą i Alleluja .
Na śniadanie chleb chrupki jaglano- kukurydziany, do tego niewielka porcja serka Bieluch ze szczypiorkiem, drugi kawałek z jajkiem na twardo, trzeci z powidłami. Do pory II śniadania wypiłam 3 szklanki wody, byłam na pilatesie wznosząc się na wyżyny wysiłkowe. Na II śniadanie chleb razowy z pomidorem, potem wizyta w bibliotece, następnie spacer nad morze szybkim krokiem. Po powrocie do domu zajęcia kuchenne, kolejne wyjście z domu w sprawie wyjazdu czerwcowego, powrót na obiad. A obiad dziś to poezja smaków: stek z tuńczyka i szparagi zielone. Ok. 15 jestem po 5 szklankach wody, będa i następne, bo temperatura dziś sprzyja nawadnianiu. Czuję się zupełnie jak w czasie odzwyczajania sie od palenia, bo teraz odzwyczajam się od słodyczy. Nie łaknę, nie ciągnę do nich, nie mam obsesyjnych myśli. Myśle, że będzie dobrze.