Mój piątek 13. przesunął się na dziś... Rano robiąc śniadanie udało mi się rozwalić nożem pół palca ale będę żyła. To nic, że na dzień dobry prawie zemdlałam. Zastanawiam się jak będę opatrywać rany swoich dzieci jak mdleję na widok krwi...
Poza tym wczorajszy dzień bardzo udany. Mieszkanie ogarnięte, pranie zrobione. Nawet obiad ugotowałam. Była zupka "nawinie" heh. Przepis jest prosty - wrzucasz do garnka co się nawinie, blendujesz i gotowe! U mnie nawinęły się ziemniaki, cukinia, pieczarki, cebula, czosnek, kukurydza i kawałek cycka z kurczaka.
Było tak ale nie pozostałabym sobą gdybym nie użyła blendera :) Końcowy efekt był taki:
I najważniejsze - była pyszna! Jak ktoś lubi to można dodać jeszcze kwaśną śmietanę :)
Po obiedzie umówiłam się z mamą na zakupy i tu była mała aktywność fizyczna bo nie dość, że do przystanku autobusowego mam ponad 2 km (leciałam jak zwykle z jęzorem na wierzchu) to jeszcze pochodziłyśmy trochę po sklepach. Szkoda tylko, że pogoda nie dopisała ale nie można mieć wszystkiego :(
Zakupy też niezbyt udane. Kupiłam tylko sukienkę na plażę w Pepco za zawrotną kwotę 7 zł i zwykłe czarne trampki na sezon ognisk i grilli :) Ahh i ciut zgrzeszyłam - zjadłam od mamy mały kawałek pizzy.
Później już było dużo lepiej. Tylko jedna pralinka i 2 koktajle z maslanki i truskawek :)
Uciekam pisać pracę (bo termin goni) a Wam życzę miłego dnia :**