Piątek, 22.08.2014
Wczoraj, jak zwykle w czwartek stanęłam na wadze. Wkurzyłam się. Na wyświetlaczu 56.90 kg, a miało być według założeń poniżej 56.50 (to waga z ubiegłego tygodnia). Mój cel nieznacznie się oddalił, a ja zła jak osa poszłam do łazienki.Dobrze, że Jurcyś jeszcze spał, to nie pożądliłam.
Wracam do tematu papierosów. Norgusia czeka na wyjaśnienia, a więc rozpoczynam kolejny etap spowiedzi. Jak doskonale wiecie 14 lipca przy nieznacznej sugestii siostry (to ona wybrała termin) w dniu jej urodzin postanowiłyśmy rzucić palenie. Jakoś to było, chociaż czułam, że chyba nie do końca byłam przygotowana. Słowo jednak się rzekło i klamka zapadła. Chwaliłam się wszem i wobec, że nie palę wzbudzając powszechny podziw. W tym chwaleniu miałam ukryty cel - im więcej osób będzie o tym wiedziało, tym bardziej głupio mi będzie złamać postanowienie. Nawet dwójka przyjaciół z Rzeszowa Agata i Marek w przypływie dobrej woli postanowili również rozstać się z tym niechcianym nałogiem. I tylko przed nimi ukrywam powrót do nałogu. Nie jest mi trudno, bo mieszkamy w odległości ok. 80 km i spotykamy się sporadycznie. Niepalenie szło mi jak po grudzie, to była prawdziwa walka na polu bitwy, która trwała ok. miesiąca. W tym czasie moja waga zanotowała zwyżkę 2.70 kg. Myślałam, że umrę ze zmartwienia. Przy obecnej wadze zbicie każdego kilograma to duży wysiłek, a tu w krótkim czasie taka niespodzianka. E-mail do dietetyczki niewiele pomógł. Dietetyczka tkwiła przy swoim, że jeśli trzymam dietę, to zwyżka wagi jest niemożliwa. Jak to niemożliwa? Przecież staję na wagę i widzę co mi wyświetla. Wymieniłam baterię, ale i to nie odchudziło mnie. Wciąż ten sam wynik . Nie to jednak było powodem wielkiego great return.
Od początku źle znosiłam wyprowadzkę z mojego mieszkania. Ciągle towarzyszące mi uczucie, że z dnia na dzień stałam się bezdomną rujnowało mnie psychicznie. To tak, jakbym straciła fundamenty swojego dotychczasowego życia. Wdzięczna byłam siostrze, że przygarnęła nas pod swój dach. Doceniałam jej wielki gest, zwłaszcza, że tą jedną decyzją i ona utraciła w pewnym sensie wolność i niezależność. Dobrze nam było razem, ale ja wciąż czułam duży dyskomfort. W myśl swojej nadrzędnej zasadzie "unikania złych emocji" postanowiłam coś wynająć. Trafiło się niewielkie mieszkanko w centrum miasta. Kolejna wyprowadzka w krótkim czasie dołożyła niemałego stresu. Mieszkanie jest własnością starszej pani, która wiele lat temu wyjechała do syna za granicę na krótki wypoczynek. Tam zachorowała, nie może chodzić. W Sanoku nie ma rodziny więc zmuszona była zostać u syna na dłużej. Mieszkanie jest utrzymywane dla starszej pani tylko po to, by miała świadomość, że w każdej chwili może tutaj wrócić. Powrót starszej pani jest dość wątpliwy, ale syn nie chce mamie robić przykrości. Z tego też powodu chętnie wynajął nam mieszkanie, by odciążyć swój budżet domowy od opłat.
Wejście do opuszczonego kilka lat temu mieszkania było niewyobrażalnym przeżyciem. Przeraził mnie widok, jaki ujrzałam. Dobrze, że Kasia była ze mną. Tylko to dodawało mi otuchy. Mamuś - mówiła - zakaszemy rękawy, wyszorujemy wszystko co się da, wypierzemy firanki i będzie dobrze. Tydzień trwały porządki. We trzy Kasia, Ania (andzia655) i ja czochrałyśmy w grubych gumowych rękawiczkach każdy milimetr pokryty grubą warstwą lepkiego kurzu. Momentami miałam wątpliwości czy da się tutaj zamieszkać. Z dnia na dzień było coraz lepiej. Powoli mieszkanie nabierało w miarę przyzwoitego wyglądu. A jeszcze ten zapach niewietrzonego wiele lat mieszkania przyprawiał o zawrót głowy. W końcu finisz, ostatnie ruchy odkurzaczem i szmatką i można się wprowadzić.
Zanim wypakowałam z kartonów rzeczy swoje i Jurka musiałam usunąć zalegające w szafach i szafkach ubrania i wiele innych bibelotów starszej pani - właścicielki mieszkania. Byłam zdziwiona, że mnie - osobę obcą obdarzono takim wielkim zaufaniem. Przecież weszłam do mieszkania, w którym starsza pani zostawiła całe swoje życie, a przede wszystkim wiele cennych dla niej pamiątek rodzinnych. Skrupulatnie spakowałam w kartony odzież, kolekcję starych przedwojennych monet, biżuterię, zdjęcia z czasów wojny włożone do pięknych albumów, srebra, ziemię z Katynia i jeszcze wiele innych drobnych przedmiotów, które niewątpliwie stanowią wielką wartość dla jej właścicielki i rodziny. Starsza pani przeżyła obóz w Oświęcimiu, tam poznała swojego męża. Mieli dużo szczęścia, że udało im się wrócić do domu. Tym bardziej czułam się w obowiązku zabezpieczyć jej pamiątki z należytą starannością. Kiedy wróci do domu będzie mogła znowu cieszyć się każdym pozostawionym przedmiotem.
Wizyta Iwonki była dobrą odskocznią po tym wariackim okresie. Wino w karczmie, wyjście na Wetlinkę, a przede wszystkim jej obecność znacznie podratowały moje rozchwiane emocjonalnie życie. Powoli wszystko wraca do normy. Przyzwyczajam się do nowych (jak bardzo odmiennych od dotychczasowych) warunków. Powtarzam sobie - dam radę, to tylko do wiosny, a potem już tylko dobrze i dobrze i dobrze :) Dzisiaj dostałam próbkę drewna na moje drzwi do nowego domu. Stoi obok mnie kawałek postarzałego specjalnie drewna pomalowanego farbą w kolorze ecri, a ja uśmiecham się do niego. Gdzieś w głębi serca czuję nadzieję na lepsze jutro. Oby do wiosny :)
Powoli wracam do swojej wagi sprzed niepalenia. W dniu, w którym kupiłam pierwszą od miesiąca paczkę papierosów poprawiłam pasek na Vitalii. Teraz mój cel to 52 kg i w dniu, w którym moja waga pokaże ten wynik rzucam palenie. Jeśli nawet przytyję z tego powodu ok. 2 kg to i tak będę ważyć zgodnie ze swoim pierwszym założeniem 54 kg, a o to przecież walczę. Dietę utrzymuję w dalszym ciągu, chociaż odrobinkę poszalałam podczas wizyty Iwonki. W końcu na wakacjach każdej z nas coś się należy, a moja okoliczność naprawdę była wyjątkowa :)
Dużo słoneczka Kochane :) Niech wam cieplutko świeci :)
bateriojad
25 sierpnia 2014, 18:18Pozdrawiam:))
Norgusia
24 sierpnia 2014, 18:36Heika mój ty Pysiaczku! No nie będę krzyczę....nie będę po takich wyznaniach prawie jak na spowiedzi! słyszysz to moje pukanie...puk puk...jesteś usprawiedliwiona! Rozumiem ciebie bardzo dobrze, bo sama się wyprowadzałam i siedziałam na walizkach...wiec wiem jaki to jest stres! I chociaż wszyscy wkoło mili i chcą pomoc, to tak naprawdę, na dłuższą metę, jest to męczące i myślę, ze bardzo dobrze, ze znaleźliście swój przejściowy kącik! A poruszając temat gromadzonych przez lata ważnych rzeczy i pamiątek...to właśnie tak jest, ze zbiera się ich tyle, ale nie wiadomo, czy dla naszych dzieci, wnuków...one tez będą stanowiły jakąś wartość...ot życie...człowiek odchodzi nagusieńki i nie zabiera ze sobą nic!! Buziole!
bozenka1604
25 sierpnia 2014, 11:52I kamień z serca. Czuję się totalnie rozgrzeszona :) Nowe lokum próbuję trochę "upiększyć" po swojemu, żeby jakoś funkcjonować. Myślę, że niebawem nie będę zauważała niedoskonałości. To tak już z nami jest, że do lepszego przyzwyczajamy się chętnie i bardzo szybko, ale jeśli sytuacja jest odwrotna, to prawie chorujemy. Za dużo ostatnimi czasy wzięłam na swój łepek i możne dlatego tak mi było trudno. Idzie do dobrego Norgusiu. Pysiam słodko :)
moderno
23 sierpnia 2014, 14:56Bożenko , rozczuliłaś mnie naprawdę . Od spotkania z Tobą czuję wyrzuty sumienia , że jak wampir energetyczny wyssałam Tobie całą pozytywną energię , a piszesz , że podreperowałaś się psychicznie przy mnie. Jadąc wczoraj do i z Warszawy cały czas myślałam jak namówić Ciebie na jak najszybsze spotkanie. Jeśli nie uda się Twoja wizyta u mnie to może gdzieś w połowie drogi.. Oj, rozmarzyłam się bardzo. Na co dzień brakuje mi Twojego ciepła , uśmiechu , którym emanujesz. Nikt przy pierwszym spotkaniu nie zrobił na mnie takiego dobrego wrażenia jak Twoja osoba. Jeszcze chwila i chyba wsiądę w samochód i ruszę w kierunku Sanoka. Buziaki dla całej rodzinki , ale specjalne dla Niedźwiadka
bozenka1604
25 sierpnia 2014, 11:34Niczego ze mnie nie wyssałaś Iwonko. Dzień spędzony z Wami to jeden z najlepszych w ostatnim czasie. Czerwienię się jak czytam o sobie. Do Sanoka oczywiście z serca zapraszam. Buziaka Jasieńkowi przekażę z przyjemnością i czekam na kolejne spotkanie. Pysiam i do serca przytulam :)
mikusia1971
23 sierpnia 2014, 09:00Życzę Ci Bożenko żebyś jak najszybciej ujrzała te 52 kg na wadze i definitywnie rozstała się z tym śmierdzącym nałogiem. Sobie też bym chciała tego samego życzyć ale najpierw muszę w głowie wszystko poprzestawiać bo inaczej to się nie uda. Dobrze że zdecydowaliście się wynająć samodzielne mieszkanie, wspólne mieszkanie nawet z najbliższymi z czasem mogło by doprowadzić do konfliktów i ogólnie zmęczenia osobami trzecimi : )Buziaki
bozenka1604
25 sierpnia 2014, 11:26I właśnie o tym pisałam Mikusiu, że główkę trzeba przygotować i już. Kilka lat temu rzuciłam palenie, ale wtedy byłam psychicznie przygotowana i poszło mi to bardzo łatwo. Dwa dni lekkiego braku nikotyny, a potem już tylko dobrze. Nie paliłam 5 lat, ani razu nie zatęskniłam za papierosem. Dzisiaj jestem zła na siebie, że wróciłam do nałogu. Wystarczyła jedna impreza i jeden wygłup z koleżankami. P.S. Przyzwyczajam się do nowego mieszkania, jeszcze kilka dni i będzie całkiem dobrze. Pysiam mocno :)
bajeczka675
23 sierpnia 2014, 01:32Czuję się rozczarowana i nie wierzę że papierosy wygrały walkę z tobą. Wiem że nałogi są straszne chodz żadnego nie posiadam, ale wierzę że kidyś wygrasz jesteś przecież silną babką i jakiś tam nałóg nie będzie tobą rządzić.
bajeczka675
23 sierpnia 2014, 01:32Czuję się rozczarowana i nie wierzę że papierosy wygrały walkę z tobą. Wiem że nałogi są straszne chodz żadnego nie posiadam, ale wierzę że kidyś wygrasz jesteś przecież silną babką i jakiś tam nałóg nie będzie tobą rządzić.
bozenka1604
25 sierpnia 2014, 08:16Oj, Bajeczko Ty moja dziękuję bardzo :)
marii1955
22 sierpnia 2014, 21:34Wiesz Bożenko , tak myślę , że faajnie , że macie "ciasne ale własne" to obecne mieszkanko i niby się nie przeszkadzało siostrze - lecz jednak jest to dyskomfort i już . A teraz nikt , nikomu - jak się to mówi - "w garnki nie zagląda" . Tak mi zawsze jest przykro , jak słyszę np. o tej starszej Pani ... tyyyle przeszła , ale i tak "odejść" każdy musi - jest to taka wyrocznia ... zostawiamy wszystko i wszystkich i idziemy (miejmy nadzieję) do lepszego świata - eeech . Lecz jesteśmy teraz TU i każda z nas powinna mieć jakiś CEL ... bez tego nie da się żyć , zawsze do czegoś powinno się dążyć . Ty już na wiosnę będziesz mieszkała w pięknym , nowym domu i będziesz" Panią na swoich włościach "... Jednak powiem Ci , że faktycznie masz dużo tych przeprowadzek i zapewne "bokiem" Ci to już wychodzi ... juuuż nie dłuuugo , a potem będziesz tylko wspominała to życie - że tak powiem - "na walizkach" . No, no taki CEL sobie niski wybrałaś - taki zabezpieczający ewentualne pózniejsze przytycie ... może i dobrze myślisz :) Powodzenia w zamierzeniach :) Całus :)))
bozenka1604
25 sierpnia 2014, 08:15Marii, bardzo dziękuję za słowa pocieszenia i za wiarę w moje lepsze jutro. Pysiam z całego serca :)
Grubaska.Aneta
22 sierpnia 2014, 19:39Hej no nie mów mi że wróciłaś do nałogu <img src=http://th.interia.pl/50,b5170408b2903308/2.gif>
Grubaska.Aneta
22 sierpnia 2014, 19:41Komentarz został usunięty
bozenka1604
25 sierpnia 2014, 08:13Martuś, tak czasem bywa, że coś ucieka spod kontroli. Nadzieja w tym, że za jakiś czas przyjdzie opamiętanie. Pysiam słodko :)
dede65
22 sierpnia 2014, 14:24Bożenko szczęście Ty moje faktycznie przeżyć ostatnio Ci nie brakuje. Ale co tam, łapki zaciskamy w kciuki i trzymamy, trzymamy, byle do wiosny:)))) Co do Twojej wagi dla mnie to już jesteś baaardzo szczuplutka, ba powiedziałabym nawet chucherko ( na zdjęciach z Iwonką). Ale wiadomo,że każda z nas ma jakiś tam swój obraz w głowie i do niego dąży, zatem skoro masz w planach zrzucanie wagi celem odzyskania jej po kuracji odwykowej, to niech i tak będzie . jestem z Tobą ;)))) Niezmiennie przytulam i przesyłam buziaki -pysiaki ;))))) +Buziak w czółko dla Jurcysia (mam nadzieję ,że nie dostanę za to od Ciebie po głowie). ;Miłego weekendu ;))))
bozenka1604
22 sierpnia 2014, 14:51Nie mogę czytać, bo płaczę. Ta cholerna woda z oczu moczy mi klawiaturę. Dziękuję z całego serca Dede, jesteś cudowna :)