Sobota, 26.04.2014
Jak zwykle o tej porze jestem w pracy. Na sobotę rzadko planuję jakieś obciążające obowiązki zawodowe. Ten dzień traktuję bardziej jak przyjemny dyżur, niż obowiązek dlatego postanowiłam, że dzisiaj napiszę Wam o pewnej przygodzie. Pisanie, jeszcze nie tak dawno było dla mnie dużą przyjemnością. Zarzucone na jakiś czas wraca. Jak to wytrzymacie kochane? Jaka szkoda, że nie znam Waszych imion (nie wszystkich oczywiście). Lubię zwracać się do ludzi po imieniu, to takie ładne i takie osobiste. Wiem, wiem... anonimowość w necie jest bezpieczniejsza i szanuję to .
Wczesnym rankiem, zaraz po przebudzeniu moim nowym, bardzo lubianym nawykiem stało się zaglądanie na Vitalię. Inspiracją dzisiejszego wpisu jest Norgusia. Jej wizyta u starszego pana i zachwyt jego domostwem przypomniały mi o mojej przygodzie sprzed 10 lat. Bardzo chcę się z Wami podzielić tamtymi wrażeniami i skutkami ubocznymi wydarzeń, które wniosły w moje życie wielkie zmiany .
Z wykształcenia jestem ekonomistą. Wybrałam ten zawód nie z powodu moich zainteresowań, ale raczej z rozsądku. Nigdy nie pociągały mnie przedmioty ścisłe, bo w sercu jestem zdeklarowaną humanistką, ale stało się.
Od zawsze pracowałam w swoim wyuczonym zawodzie i od zawsze tęskniłam za czymś innym. Przy ogromnym wsparciu i zachętach Jurka, tuż przed ukończeniem 40 lat postanowiłam postudiować. Tym razem tylko dla siebie i dla swojej ogromnej przyjemności. Wybrałam kulturoznawstwo. Moje klimaty . Rok później Kasia dołączyła do grona studentów naszego domu. Nie będę opisywać jak dobrze nam było, bo opowieści nie byłoby końca. Czułam się jak nastolatka. Niektóre moje koleżanki studentki były w wieku mojej córki. Piękna przygoda, która umożliwiła mi poznanie fantastycznych ludzi. Wtedy też poznałam Anię, która występuje na Vitalii pod nickiem andzia655. Usiadłyśmy obok siebie i tak już zostało . Przyszedł czas na prace licencjackie. Obroniłyśmy się w pierwszym terminie i zapragnęłyśmy kontynuowania studiów na lepszej uczelni. Ania trafiła do Rzeszowa, a ja wybrałam UMCS w Lublinie - kulturoznawstwo ze specjalnością folklorystyka i etnologia. W Lublinie poczułam prawdziwy smak studiowania, byłam szczęśliwa i zachwycona wszystkimi i wszystkim.
Rok później pracę licencjacką pisała Kasia. Tematem jej pracy był powstający w Strachocinie kult Andrzeja Boboli. Kasia miała ogromne trudności z pozyskaniem materiałów źródłowych, bo te znalazły się w rękach osób, które niechętnie dzieliły się z innymi. Postanowiłam, że jej pomogę i znajdę osobę, która mi to umożliwi.
W taki sposób trafiłam do domu 90 letniego pana Stanisława Piotrowskiego, mieszkańca Strachociny. Już pierwsza wizyta wprawiła mnie w ogromne osłupienie. Okazało się, że Stanisław przez kilkadziesiąt lat życia pisał pamiętniki. Zafascynował mnie ten wyjątkowy człowiek. Zwykły mieszkaniec polskiej wsi, który będąc świadkiem zmieniającej się bezpowrotnie chłopskiej kultury, postanowił zapisać wszystko co można, by nie umknęło. Pisał dla siebie. Zapiski gromadził w szafce. Nie mogłam tego tak zostawić. Zabrałam zeszyty i poprosiłam o konsultację historyczną mojego byłego wykładowcę z sanockiej uczelni. Zachwycił się zawartością - ogromna ilość informacji historycznych poparta przypisami okazała się cennym źródłem regionalnej historii. A jeszcze prostota budowanych przez Stanisława zdań sprawiła, że tego samego dnia i najbliższej nocy przeczytałam wszystkie rękopisy. Zapadła decyzja o wydaniu książki. Ale zanim do tego doszło.....
Zabrałam zeszyty do Lublina. Mój promotor prof. Adamowski zachęcił mnie do zmiany tematu pracy magisterskiej. Wprawdzie już od jakiegoś czasu pisałam pracę na inny temat, ale pomysł bardzo mi się spodobał. Od tego czasu starannie przygotowywałam się do tematu "Stanisława Piotrowskiego wizja świata". Nie wiedziałam co mnie czeka...
Zanim zaczęłam pisać pracę, za namową prof. Adamowskiego pokusiłam się o dwie publikacje w Kwartalniku naukowym "Twórczość Ludowa" , by przedstawić tę skromną, wyjątkową, zasługującą na wieki szacunek postać Stanisława.
Jeśli macie ochotę poznać tego cudownego człowieka zapraszam do lektury. Pierwszy artykuł to skrót niezwykle ciekawego życiorysu Stanisława. Zadziwiające przygody człowieka - dzieciństwo i młodość, wojna i udział w kampani wrześniowej 1939, głód, miłość i spełnione marzenia. Artykuł znajdziecie w numerze 3-4 z 2007 roku na 40 stronie kwartalnika. Tytuł "Stanisław Piotrowski - kronikarz ze Strachociny koło Sanoka", poniżej link do numeru:
http://biblioteka.teatrnn.pl/dlibra/dlibra/docmeta...
Drugi artykuł opublikowany w "Twórczości Ludowej" nr 3-4 z 2008 roku znajdziecie na stronie 47, tytuł "Stanisław Piotrowski - świadek zmieniającej się rzeczywistości". Opisuję w nim zawartość jego zbiorów, bardzo cennych pod względem historycznym i kulturowym.
http://biblioteka.teatrnn.pl/dlibra/dlibra/docmeta...
Praca magisterska była prawdziwą drogą przez mękę. Ja ekonomistka, mój profesor językoznawca, postawił mi wysoką poprzeczkę wykonania analizy rękopisów Stanisława. Nie chcę opisywać co przeżywałam i ile razy jeździłam do Lublina na konsultacje. Jurek zawsze był ze mną, a ja spalałam się za każdym razem i płakałam w drodze powrotnej do domu. Błogosławieństwem dla mnie była wiara profesora w moje umiejętności. Zbyt ambitnie podchodziłam do sprawy, zbyt wiele wymagałam od siebie. Dzisiaj wiem, że warto było. Powstała bardzo wartościowa praca (to słowa mojego kochanego prof. Adamowskiego), zapisana na blisko 300 stronach. Po obronie dostałam propozycję pozostania na uczelni i kontynuowania studiów doktoranckich. Bardzo tego chciałam, rozkochałam się w uczelnianym klimacie. Wybrałam temat pracy badawczej, dostałam zgodę uczelni na indywidualny przewód doktorski i.... świat mi się zawalił. Zachorowałam. Diagnoza - depresja lękowa.
O dalszym studiowaniu nie było mowy. Podczas rozmowy z profesorem odwołującej moje plany wyłam jak nigdy. Jeszcze dzisiaj pisząc łzy cisną się do oczu. Dzięki wsparciu mojej kochanej rodziny, po roku powoli wychodziłam z życiowego dołka. Maleńkimi kroczkami wracałam do żywych z postanowieniem, że nigdy więcej nie pozwolę, by moim życiem rządziła choroba. Z energicznej kobiety stałam się życiowym wrakiem. Zamknęłam się na rok przed całym światem i tkwiłam w beznadziejności. Potwornie utyłam. Pewnego dnia, gdy trochę lepiej się czułam doszło do mojej świadomości, że marnuję życie. Miałam go dosyć w takiej postaci. Zabrałam się za siebie. Wyjechałam na turnus rehabilitacyjny, nauczyłam się technik relaksacyjnych. Sięgnęłam po literaturę, która dała mi podstawy odbudowania samej siebie. Pod opieką lekarza odrzuciłam leki psychotropowe. Podjęłam trud, który szybko zaowocował. Dałam radę , bo wokół mnie byli ludzie, którym nie byłam obojętna, którzy razem ze mną walczyli o mnie.
Teraz jestem szczęśliwa. Kocham swoją rodzinę i wiem, że zawsze mogę na nią liczyć, bez względu na wszystko . Mam niebywałe szczęście, że poznałam Jurka, z którym zbudowaliśmy dobry dom. Mój prawdziwy Przyjaciel na zawsze .
Kochane moje, niech życie nie skąpi Wam szczęścia,
takiego prawdziwego :)
O książce i dalszej przygodzie ze Stanisławem niebawem.
dede65
1 maja 2014, 20:03Dlaczego jak czytam Twoje wpisy mam wrażenie jak bym czytała o sobie.........
marii1955
28 kwietnia 2014, 17:07Gdybyś tego nie napisała , to nigdy bym nie powiedziała , że TY coś takiego przeszłaś ... bije od Ciebie ciepło i radość życia :) Po prostu masz silną osobowość ... serdecznie pozdrawiam :)))
mirka65
26 kwietnia 2014, 22:12Jesteś bardzo odważna i silna . Pozdrawiam
bozenka1604
27 kwietnia 2014, 06:38Dziękuję i również szczerze pozdrawiam :)
Karampuk
26 kwietnia 2014, 21:50silna kobieta i tyle!
bozenka1604
27 kwietnia 2014, 06:36Kochana, teraz już wiesz dlaczego zachęcam Cię do treningów relaksacyjnych. Wsparcie bliskich jest bardzo ważne, ale Ty sama jeszcze musisz chcieć pomóc sobie. Nie wolno pogrążać się w swojej psychicznej niemocy, bo prowadzi to w złym kierunku i nie zawsze mamy siły, by wrócić. Ściskam serdecznie i mocno przytulam :)
Norgusia
26 kwietnia 2014, 21:32Kochaniutka jesteś tak szczera i prawdziwa, ze nie dość, ze czyta się wszystko z zachwytem to jeszcze i czuje się emocje płynące z treści!!! Dziękuję, ze mogłam być dla ciebie refleksja! ja to jestem z tych, co próbują zawsze znaleźć jakiś sens tego co nam się przytrafia! u ciebie z opisu tez widzę.... może choroba miała być po prostu cementem dla waszego związku i dać Wam siłę na resztę życia! Trzymaj się cieplutko!!!
bozenka1604
27 kwietnia 2014, 06:27To ja Norgusiu dziękuję, że byłaś moją muzą i przypomniałaś mi o człowieku, którego szczerze podziwiałam i obdarzyłam ogromną sympatią. Bardzo lubię ludzi i cenię sobie kontakt z nimi. Moja choroba właśnie tę część życia zamknęła przede mną na jakiś czas. A Jurcyś po prostu okazał się prawdziwym przyjacielem na dobre i na złe. To jest właśnie definicja prawdziwej i nieudawanej przyjaźni :) Ściskam i pysiam w czubeczek noska :)
Grubaska.Aneta
26 kwietnia 2014, 20:39Ja dziś biegusiem, życząc miłego weekendu <img src=http://pu.i.wp.pl/k,ODQwNjkzOTQsNTExOTQwOTQ=,f,33_IN_orig.gif>
bozenka1604
27 kwietnia 2014, 06:11Jak się jest tak młodą i energiczną osobą to można biegać jak sarenka :) Emotek śliczny i taki wymowny, że czuję siłę uderzenia jego buziaka i bardzo osobiście przyjmuję tego całusa. Pysiam w drugą strone równie cieplutko :)
mikusia1971
26 kwietnia 2014, 14:48Bożenko jak Ty pięknie to wszystko opisałaś, czytałam jednym tchem i nie mogłam się oderwać, już Ci to raz pisałam ale nie zaszkodzi powtórzyć że masz cudowną rodzinę i przyjaciół których spotkałaś na swej czasem bardzo wyboistej drodze : ) tulę mocno i życzę jak najwięcej takiego szczęścia * Buziak
bozenka1604
27 kwietnia 2014, 06:06Dziękuję za tyle przemiłych słów, są dla mnie bardzo ważne i bardzo wiele znaczą. Ja również mocno przytulam do serca :)