We wczorajszej notce, pisałam, że od miesiąca jestem na nowej "diecie cud".
Co to za dieta? Otóż nie stać mnie na jedzenie szczególnie na to niezdrowe, na zdrowe też nieszczególnie, ale coś trzeba jeść
A co dokładnie się dzieje? Na ostatnim roku moich studiów, postanowiłam zrobić coś szalonego i wyjechałam na Erasmusa. Do Finlandii. Już podczas pierwszej wizyty w sklepie wcięło mnie w podłogę, a potem wybraliśmy się na zwiedzania miasta, a w planach było zjedzenie czegoś na mieście, w fast food'zie w galerii handlowej wcięło mnie w grunt jeszcze bardziej. Następnie w planach była impreza integracyjna na plaży, więc wybraliśmy się do sklepu po zapas alkoholu. Przy półce z piwami spod podłogi wystawało mi już tylko czoło.
Dla ciekawskich, "narodowe" piwo Finlandii - Karhu - puszka 0,5 koszt ~3 euro, w barze 04l ~4,5 - 6 euro
0,5l najtańszej wódki (w dodatku wódka tutaj ma 32%) ~11euro
Kebab mały ~6euro, duży ~8-11euro
Mała pizza w sieciówce ~7-8euro, duża~10-11euro
Mała kanapka w Subway - 5euro
Zestaw w sieciówce typu McDonald itp ~5euro
O zjedzeniu obiadu w restauracji już nawet nie wspomnę
Nie zarabiam tutaj, a wyjazd dofinansowują mi rodzice, więc ciągle wszystko przeliczam, więc jak dla mnie ceny są wystrzelone w kosmos... (zasady dofinansowania wyjazdu przez uczelnię i Erasmusa są porąbane. Najpierw dostajesz część stypendium, a resztę która ci się należy dostajesz po powrocie do Polski. Nie wiem czemu tak jest, przecież te pieniądze są mi potrzebne tutaj i teraz, ale zasady to zasady. No a ta część, którą dostałam teraz poszła na opłatę mieszkania, biletu miesięcznego, kaucji za mieszkanie itp.)
A co z jedzeniem sklepowym i robieniem jedzenia w domu?
1kg kurczaka ~10 euro
serek do smarowania (taki w pudełeczku) ~1,5-2euro
chleb żytni (który bardzo mi zasmakował) - 2,60euro - co ciekawe ciemne pieczywo jest tu tańsze od białego.
pomidory ~5euro/kg
sok pomarańczowy/litr ~0,7- 1 euro
Co ciekawe zdrowe rzeczy są tu tańsze niż te uznawane za niezdrowe, więc chcąc nie chcąc kupuję te zdrowsze
Na zakupy, które wystarczają mi na tydzień wydaję średnio 50 - 55 euro, ale zawsze w między czasie coś trzeba dokupić, np mleko, cytrynę czy coś. więc wychodzi mi ok 70euro tygodniowo... Po przeliczeniu na złotówki kręci mi się w głowie. No i czasami skuszę się na piwo czy 2... Ehhhh... No ale to nie jest tak jak potrafiłam robić podczas mojego studenckiego życia w Polsce, gdzie ostatnie czasy opierały się na obiadkach na mieście, zazwyczaj w pizzeriach, albo pizzach z dowozem i piwku, bo tu po prostu mnie na to nie stać
Jedzenie na mieście do grudnia poszło na przymusową odstawkę
Więc tak oto wygląda moja dieta cud - wystarczy, ze coś cię zmusi do uważniejszego dobierania rzeczy, które lądują w twoim wózku w sklepie i uniemożliwi Ci jedzenie na mieście, szczególnie w fastfoodach.
A no i jeszcze coś nie przymusowego - ale meeega super - moja uczelnia tutaj ma siłownię. Dostępną za darmo dla wszystkich studentów Bardzo polubiliśmy się z rowerkiem. Kartę na siłownię dostałam w poprzednią środę i już przejechałam w sumie 100km (robię też inne rzeczy na siłowni).
Mam nadzieję, że ten post, to nie jest jeden wielki bełkot i ktoś coś z niego zrozumie Niestety, przedwczoraj przypelętało się do mnie paskudne choróbsko Gorączka, zatkane zatoki i straszny ból gardła, czasami w tym stanie, nawet nie rozumiem co ktoś do mnie mówi, więc nie odpowiadam też, za zwięzłość tego posta
Doma19
25 września 2015, 21:40Ojj musze przyznac ze ceny sa straszne..