Minimalnie jestem z siebie zadowolona. Nigdy tak długo nie udawało mi się utrzymać wagi poniżej 70kg. W te wakacje nawet stała się rzecz niespotykana, bo dobiłam do 64,3kg, najniższej posiadanej przeze mnie masy ciała bodaj od szkoły podstawowej. Cały ten sukces zdążył już jednak zostać pogrzebany. Najwyraźniej w moim przypadku intensywny wysiłek fizyczny połączony z poważnym deficytem kalorycznym to nie jest recepta na trwały spadek masy ciała. Powoli zaczynam to rozumieć. Równie powoli też zaczynam panować nad kompulsywnym żywieniem. Wydaje mi się, że wszystko w kwestii odchudzania zmierza w odpowiednim kierunku i jedyną potrzebną mi rzeczą jest teraz konsekwencja.
Rok temu wspominałam o mężczyźnie na którym mi zależy. Szczęśliwie wciąż utrzymujemy kontakt. Chociaż w ostatnich miesiącach nie wygląda on najlepiej. Jest we mnie mnóstwo złości, frustracji, uczucia krzywdy w stosunku do owego mężczyzny, to na pewno nie wpływa zbyt dobrze na nasze stosunki. Boję się, że to już pogrzebana sprawa, bo nie potrafię się pozbyć tych złych uczuć. Nie chciałabym ciągnąć tego na siłę, ale z drugiej strony wierzę, że wszystko da się naprostować jeśli tylko oboje będziemy chcieli. Jeśli, bo ów chłopak najczęściej przedstawia stosunek ambiwalentny. Otwarcie stwierdził, że mnie nie kocha, że nie jestem dla niego nikim ważnym, że mnie nie szanuje i nie wyobraża sobie abym kiedykolwiek była jego dziewczyną. Klasyczny friendzone właściwie z tego wyszedł. Ja jednak zawsze lubiłam być żołnierzem przegranych spraw. Jeszcze zobaczymy co kawaler powie jak schudnę do 61kg na naszego wspólnego sylwestra :))