Weekendy u mnie zawsze sprzyjają rozmyslaniom. Tym razem za stanowiło mnie jak to jest ze jeszcze dwa miesiące temu nie mogłam żyć bez słodyczy a teraz mogłyby prawie nie istnieć. To zadziwiające..nie wiem czy mam AZ tak silna wole ze wmowilam sobie ze ich nie potrzebuje czy w moim organizmie zaszły jakieś zmiany.
Od kiedy jestem na tej mojej diecie dużo myślę o przyczynach mojej dużej wagi. Zadaje wiele pytań i czasem to bardzo mi się opłaca. Kiedyś po prostu czulam głód i jadlam a teraz zadaje sobie pytanie czy aby na pewno to organizm domaga się jedzenia? Czy jest juz właściwa pora na to? I co dobrego mogę sobie zaserwowac:-) odpowiadając na te pytania doszlam do wniosku ze bardzo często siegalam po cos w sytuacji stresowej lub gdy po prostu byłam zmęczona. Tak jakby to jedzenie działało uspokajająco i relaksujaca...a teraz kiedy juz to wiem jakoś łatwiej jest mi nad tym zapanować.
Czy to pierwszy krok do sukcesu...
kadus90
23 lutego 2015, 20:44znam to uczucie - zajadanie stresów... zawsze podczas sesji tyłam nie tylko... każdy stresik zajadałam tabliczką czekolady; dobrze, że o tym myślisz i wyciągasz wnioski, to pomaga. Jak sie uporamy z zajadaniem stresów to wygrana - idealna sylwetka jest już nasza, tylko kwestia czasu. Dużo wytrwałości! Bardzo fajne są wyzwania np. marzec bez słodyczy, motywują :) Ja słodkie od nowego roku miałam raz w ustach - ciasto walentynkowe :)
AmyMarch
16 lutego 2015, 10:30U mnie stres bardzo czesto powodowal objadanie sie, zreszta i teraz czasami mam takie momenty kiedy niepotrzebnie pod wplywem emocji siegne po slodkie. Tak wiec identyczna sytuacja jak opisujesz. Fajnie, ze przygladasz sie temu jak i kiedy jesz, czasami ludzie planuja jakies diety bez zastanowienia w ciemno, w ogole nie sluchajac organizmu i nie myslac co sie z nami dzieje :) Pozdrawiam i zycze powodzenia :))