wczoraj cukierek za cukierkiem czekoladowym. ze dwadziescia bylo na pewno. kolacja czosnkowe pieczywo i krewetki i guinees, takze kalorii przeszlo, i weszlo do bioder .
dzis postaram sie zachowac twarz.
chleb z serem almette i plastrem szynki 250
goracy kubek mnozarella puree, budyn instant 400
deser jana truskawkowy i ciasto budyniowe z lukrem :)450
russian cake 300
graham z serem almette, losos wedzony, serek brie dwa plastry, dlugi kabanos z ketchupem 600?
2000kcl bylo i zero cwiczen. swinia jestem. zwazylam sie na golo po calym dniu, wyszlo 61.3kg
nie zachowuje ani regularnosci ani ilosci plynow i mysle o slodyczach.
JUTRO MAM URODZINY i tez bedzie sie jadlo.
do gwiazdki musze byc ponizej 60kg znowu. bo czuje sie spuchnieta.
Orzeszek1985
23 listopada 2010, 12:50skad i ja to znam?! dokladnie tak samo jak Ty robie, tyle ze cukierkow nie lubie, ja tam lody czekoladowe, czy ciasta o to mnie kusi reszta nie musi byc jak dla mnie :D no coz tez poleglam, trzeba znow stac i dzialac! :*
kartagina1984
23 listopada 2010, 12:42najpierw słodycze a potem siłownia żeby zabić wyrzuty sumienia. zrobiłam sobie aż ochotę na śliwki w czekoladzie tkwiące w niebieskim pudełku na segmencie, może nie dam rady ich sięgnąć... powodzenia!!