Cóż, tak się nagrałam, że nawet nie weszłam na boisko! Dwa mecze, dwa wygrane 2:0 w setach. Cieszę się oczywiście (tu już bez sarkazmu). Ale no cholera, to takie frustrujące. Dwie godziny siedziałam i nic nie robiłam. A obok w roli protokólantów obecni byli ludzie z mojej klasy. No oprócz tego koledzy z innych klas na widowni.
Po meczach byłam tak zła (nawet nie wiem do końca na co/kogo; chyba najprędzej na siebie), że aż musiałam napić się coli - bardzo mądrze! niedoleczone przeziębienia najlepiej zwalcza się przecież lodowatą colą!
Jeszcze uciekł mi autobus. I w tej sytuacji zrobiłam coś mądrego, w końcu, czyli przeszłam dwa przystanki na piechotę. Co w tej brei na chodnikach nie było wcale takie łatwe:)
Oczywiście wróciwszy do domu, musiałam podkraść murzynka (idę w zakład, że jeszcze dzisiaj siostra zacznie mi truć dupę), dwa mniejsze kawałki, więc nie ma tragedii. Albo nie byłoby, gdybym nie wchrzaniła też dwóch wafli ryżowych z masłem orzechowym. Co oczywiście zrobiłam.
Dobra, nic się przecież nie stało. Odpracuje to jutro na kolejnych dwóch meczach. Albo na rozgrzewce przed nimi, bo na 80% nie wejdę na boisko - jutro półfinały i finały, a nas interesuje tylko i wyłącznie pierwsze miejsce zapewniające udział w warszawskich:>
Niby jutro mam sprawdzian z chemii jeszcze... Ok, jeden odcinek Supernatural i biorę się za chemię. Tylko najpierw dowiem się z którego w ogóle ten sprawdzian działu.
Ech, ja chcę już sobotę!!!
Sksy z siatki i Supernatural w ilości niezdrowej. Już się nie mogę doczekać:>
Pozdrawiam i życzę sukcesów w odchudzaniu:)
jedna z tych piosenek, które nigdy mi się nie nudzą:)
Ciapkapusta
30 stycznia 2014, 20:31Gratulacje! :)