Oj kiepsko było przez dwa dni. Jednym słowem poległam. A już środa to była dopiero porażka! Naftrykałam się słodyczy i nie tylko, i ze wstydu nie wchodziłam na wagę, a raczej ze strachu;) W czwartek też nie było różowo, ale już ciut lepiej. Czekam na okres - to jedyna moja wymówka. ... Ale dziś! Coś jakby we mnie wstąpiło... dzień zaczął się paskudnie deszczowo, ale gdy wyszło słońce to myślenie się zmieniło! I tak mogę się pochwalić 40 minutami na rowerku stacjonarnym, 300 brzuszkami oraz 50 minutami biegania (z ciężarkami 0,75 kg przez 35 minut) po domu. Jestem teraz przyjemnie zmęczona i kto wie czy nie pokuszę się jeszcze o rower z Córcią:) Aaaa - TAK JEST!!! Buziakole ogromne! ...
PS Ale mam teraz powera... tak, tak, to endorfiny na bank!
Happy_Girl
11 września 2015, 14:45Wow! Ale aktywność fizyczna! :) Ja bym tyle nie dała rady...Brawo dla Ciebie! No i super, że myślenie się zmieniło. A takie ciężkie dni...zdarzają się nawet najlepszym!
Mama_Krzysia
11 września 2015, 12:59Super że tak pięknie przywitałaś dzisiejszy dzień :)