Ważę się. (haha)
Obiecałam sobie, że jak uda mi się osiągnąć -15kg to będzie dzień dyspensy (oczywiście bez przesady).
Liczę po cichu, że jutro waga będzie dla mnie łaskawa i w końcu się uda. Oczywiście ten wspaniały dzień planuję na sobotę.
Teraz takie wywody co by było gdyby.
Jedną rzecz na pewno wiem - będzie tatar - tak jak lubię. Ja i mąż i czasami moja chrześniaczka jesteśmy pożeraczami tatara.
Tak pięknie piszą o serniczkach, że może się skuszę, nie aby zaraz piec (wiem, że lepszy). Pieczonego zjem więcej - a kupnego to mały kawałek.
No to puściłam wodze fantazji. Trzymam ją na wodzy, aby nie przesadzić.
Ćwiczenia wykonane. Jakiś plus.
Pa, pa. Do wieczora.
moniczkawroclaw
13 sierpnia 2012, 22:34ja też czekam na jakieś pyszne ciacho. za 40 dni. o ale mi fajnie wyszło. jak bilijny post na pustyni. teraz mogę odliczać - 40 dni do najbliższego ciastka :) haha. jutro podglądam Twoje wyniki i trzymam kciuki :)