Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dopóki walczę jestem zwycięzcą
18 sierpnia 2010
Chociaż wcale się tak nie czuję. I nie chodzi tu tylko o kilogramy, które pozostały mi po urlopie (jeden tydzień urlopu = jeden kilogram ) ale raczej o słabość mojej woli i brak siły do pozbierania się. Z wakacji wróciliśmy trzy dni temu, a ja wciąż tkwię w żywieniowych grzeszkach - słodycze bez ograniczeń i o każdej porze, późne kolacje, niezbyt dietetyczne dania, których przepisy zaczerpnęliśmy z miejsc odwiedzanych podczas naszej podróży. Bo to była również kulinarna podróż - nasi przyjaciele, których po drodze odwiedzaliśmy, w większości eksperymentują kulinarnie a też i będąc w różnych miejscach staraliśmy się zjeść coś "tamtejszego". Nie wspomnę o kuchni mojej mamy.... . I z tym się jakoś pogodziłam - no nie mam tyle siły, żeby odmówić sobie tych wszystkich przyjemności. Ale strasznie boli mnie to, że nie mogę się ogarnąć po powrocie. Jeszcze nie mogę się przestawić na właściwe tory, jeszcze jestem myślami w tych wszystkich cudownych miejscach, w których byliśmy tego lata. I tam też została moja motywacja...
Nie mogę biegać. Mój mały palec u nogi od dwóch tygodni jest spuchnięty i nie mogę założyć innych butów niż sandały albo klapki. Nie poszłam w Polsce do chirurga wierząc, że do jutra się zagoi. Trochę to długo trwa, więc pewnie będę musiała pójść tutaj.
Miałam zacząć od poniedziałku, ale nie będę już dłużej ulegać swojemu alter ego. Wzmocnię się jeszcze Waszymi pamiętnikami i od jutra zaczynam nową bitwę.
wandalistka
20 sierpnia 2010, 12:52morda mi się uśmiechała jak czytałam Twój komentarz, nie podejrzewałam że mogę na kogoś tak pozytywnie działać:))....nie zrezygnuję z pisania:) możesz być spokojna.....Rydzewo to naprawdę blisko, fajnie że tez odwiedziłaś Giżycko, jest mi tu dobrze, spokojnie i zielono:)) masz rację, w Polsce jest wiele pieknych miejsc.....
wandalistka
19 sierpnia 2010, 12:11u mnie chyba ze 2 tyg trwał powrót do dietetycznego życia po urlopie, strasznie ciężko jest się przestawić, nie dziwię Ci się że masz problem.....jeżeli nasze wpisy jakoś Cie jednak zmotywuję to nic tylko bedę trzymac kciuki:) ale nie załamuj się tym - to raczej normalne, daj sobie parę dni:)
Marissa77
19 sierpnia 2010, 08:01Ty juz po powrocie z kraju a ja przed wyjazdem... Tego sie najbardziej obawiam - tych wszystkich pokus w postaci pysznych potraw mamy, wizyt u rodziny i znajomych i zastawionych stolow. Podczas pobytu w Polsce zawsze tyje. Przykre z noga. Wspominalam, ze bieganie to sport kontuzyjny. Mialam podobna przygode. Zycze szbkiego powrotu do dawnej formy i pozdrawiam!
Zoozanna
19 sierpnia 2010, 07:16No kochana, Czas zejść na ziemię. Wakacje sieskończyły. biegać nie możesz, ale mozesz robić brzuszki, skłony, rowerki i inne dywanówki, do których żadne buty nie są specjalnie potrzebne. Bierzemy się za siebie, raz, dwa. Słodycze, to nasz wróg. Brak ruchu, to nasz wróg, późne kolacje, to nasz wróg. Wiem ,wiem, Ty to wszystko wiesz, tylko odkładasz do najgłębszej szufladki swojej świadomości. Dopóki tak będzie, będziesz się cofać i stracisz to ,co juz osiągnęłaś. Miego pierwszego dnia na nowej drodze ku piękniejszej figurce. Pozdrawiam.