Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
9/70
3 lipca 2010
Odkryłam pewną zależność - im jest mnie mniej tym wzrasta mój krytycyzm. Bardzo długo tolerowałam siebie w wersji XXL a dzisiaj nie mogłam patrzeć w lustro na siebie w wersji już trochę mniejszej. Stan euforii minął....
Gdybym nie zaczęła biegać, nie odkryłabym w pełni uroku miejsca w którym mieszkam. Pozornie to nudne osiedle typowo angielskich domów, ale wystarczyło skręcić w jedną ślepą uliczkę, by znaleźć się na pięknej, zielonej i wręcz dziewiczej przestrzeni (trawa pięknie wystrzyżona więc nie taka ona w pełni dziewicza:-) ). Obawiałam się, że będę musiała przez 10 tygodni biegać tymi samymi uliczkami, a ja mam rewelacyjne miejsce z rzeczką, drzewkami i śpiewającymi ptaszkami:-). I również dla tego aspektu, takiego bardzo bliskiego kontaktu z naturą, polubiłam te moje codzienne wycieczki. Weszłam w drugi tydzień treningu (trzy minuty biegu, trzy minuty marszu, 5 serii), kondycja w dalszym ciągu kiepska - no, ale gdyby była dobra, to nie potrzebowałabym takiego planu:-).
Dieta bez zastrzeżeń, żadnych wpadek. Ale jutro planujemy wyjazd nad wodę a podczas takich wycieczek okrutnie jestem wystawiana na wszelkiego rodzaju próby. Może nie polegnę - ta dzisiejsza trauma przed lustrem zmobilizowała mnie do jeszcze większego zwarcia szeregów.
czerwonaporzeczka
6 lipca 2010, 14:09Myślę, że to dopiero początek mojej przygody z bieganiem :-) Cieszę się, że już widzisz własne postępy, zobaczysz jaka będziesz z siebie dumna jak przeskoczysz z 3 minut na 5 :)))
wandalistka
5 lipca 2010, 12:41tez coś takiego miałam że z mniejszą wagą coraz więcej od siebie wymagałam...zreszta nadal tak jest. Nie wiem czy to się zmieni:) a zreszta nie wiem czy chcę żeby się zmieniło - dopóki będę się starać i walczyć o mnie i o moje ciało będzie dobrze:) Ty też nie odpuszczaj! miłego biegania w cudownych plenerach!! patrz jak czasem los sprawia niespodzianki:)))
andziulka
4 lipca 2010, 14:21Kondycja rośnie, kilogramy lecą i tak powinno być. ja też przy okazji odkrywam nowe drogi, miejsca bo bieganie tą samą trasą okropnie nudzi. Życzę wytrwałości:)
31doprzodu
4 lipca 2010, 10:29Coś w tym jest :) U mnie podobnie... dokąd nie zaczęłam przygody z odchudzaniem, "jakoś to było". Teraz obserwuję każdą część ciała z osobna, wyłapuję niedoskonałości, obrażam się na każdą fałdkę i stwierdzam, że tak być nie może. Ale to chyba dobrze, motywacja wzrasta. Zwłaszcza, kiedy się jeszcze naczyta pamiętników innych Vitalijek i zobaczy, co można zdziałać :) Miłego wypadu nad wodę i... silnej woli życzę :)
czerwonaporzeczka
4 lipca 2010, 09:33Ale się cieszę, że biegasz :-) Zobaczysz, że z każdym tygodniem będziesz zaskoczona samą sobą, że ilość biegu wzrasta, a Ty potrafisz to przebiec! Ten plan jest naprawdę niesamowity, jakby mi ktoś powiedział 2 miesiące temu, że uda mi się przebiec 30 min bez zatrzymywania to wybuchnęłabym tylko śmiechem i popukała się w głowę! A jutro mam zamiar to zrobić! Ja się bałam nawet 1 tygodnia, że nie dam rady zrobić tych 5 serii po 2 min biegu i 4 marszu. Planowałam sobie, że będę stopniowo dochodzić do każdego tygodnia, choćby każdy tydzień zajął mi tak naprawdę trzy tygodnie, aż mi się nie uda danego zaliczyć! A o zaletach takich jak kontakt z naturą, fajne sytuacje jak ludzie pozdrawiają, kibicują, dopingują lub obdarzają uśmiechem, ciągle wzrastające świetne samopoczucie, duma z siebie, więcej energii, lepsza kondycja to już nie trzeba mówić, tylko trzeba doświadczać :) Pozdrawiam :)
nanuska6778
4 lipca 2010, 01:51A u mnie jest odwrotnie: pozbyłam się wszelakich kompleksów:-) I jakoś tak polubiłam swoje cielsko i zaczęłam je doceniać- z celulitem (coraz mniejszym), skóra fajna w dotyku, "zwisami wszelakimi" (no, cóż:-), rozstępami (jeszcze jedno "no cóż":-). A wraz z polubieniem siebie zwiększyła mi się tolerancja na innych "zgrabnych inaczej":-) W moim wypadku prawda było "nie tolerujemy u innych tego, czego nie tolerujemy u siebie"... A ja caaały czas się pakuję, popijam "Lecha" i chyba zaczynam się cieszyć:-) Pozdrowionka:-)