Właśnie sobie siedzę i myślę jak bardzo nie chce mi się iść do pracy dochodzi chyba do mnie, że to moje ostatnie dni w Krakowie... już za dwa tygodnie o tej porze będę myślała co jeszcze muszę spakować i co jeszcze jest do zjedzenia z lodówki z jednej strony się cieszę, bo nie umiem oddychać w tym mieście (dosłownie i w przenośni), ale z drugiej przywiązałam się trochę do tych ulic, koleżanek z pracy i klientek jeszcze będę miała trochę czasu żeby odzwyczajać się od tego miasta, bo do lipca będę tu przyjeżdżać przynajmniej na jeden weekend w miesiącu na uczelnię
Przed chwilą stwierdziłam też, że daję sobie jeszcze tydzień żeby zrzucić 1.4 kg bez spiny, ale fajnie by było ten tydzień trochę olałam jeśli chodzi o ćwiczenia, bo ciągle jestem zakatarzona, ale chociaż przysiady robię na bieżąco wczoraj było 100 jutro i w niedzielę będzie u mnie mamusia więc też nie będę ćwiczyć, ale za to będziemy dużo chodzić, więc zawsze coś myślę, że od poniedziałku wrócę do Mel B i może akurat w piątek osiągnę swój cel a jak nie to trudno... jak będę w Opolu to z moją kochaną psiapsiółą będę biegać na basen, więc wtedy schudnę
EfemerycznaOna
4 marca 2016, 14:40Jakie pozytywne podejście i super.