W końcu się pożegnałyśmy, swojego malucha ucałowałam na dobranoc choć na szczęście już spał. Czułam się osłabiona i generalnie nie najlepiej (1. menstruacji), ale jak pomyślałam o sobotnim ważeniu i tych 4 połówkach orzeszków i że woda pewnie mi się zatrzyma i waga będzie na plus – zebrałam się w sobie, no bo dlaczego ja mam nie dać rady, i o 22:30 rozłożyłam matę i heja do przodu z treningiem. Skończyłam po północy, oczywiście trafił się najdłuższy w tym tyg. 1 h 40 min
Nie miałam już zbytnio siły na nic, więc tylko uzupełniłam wodę, wzięłam lekki prysznic i spać. Zabrakło jednak tej pozytywnej energii po wysiłku, ale pewnie byłam zbyt zmęczona, żeby czuć cokolwiek, aczkolwiek cieszę się, że sobie nie odpuściłam. Nie miałabym kiedy tego nadrobić.
Dziś zaglądam do rozpiski a w sobotę test trenera (mój pierwszy)
No ale nic tam, poczekamy i zobaczymy.
Podsumowując moje wysiłki i plan ćwiczeń oraz dietę to wciąż mam mieszane uczucia, z przewagą pozytywnych, tylko jakoś trudno uwierzyć, że się uda. Dziś jeszcze wizyta u lekarza, mam nadzieję, że ten dzień i weekend mimo wszystko jakimś cudem nie zdołują mnie na maksa.
Pozdrawiam wszystkich Vitaliowiczów, którzy się nie poddają i robią swoje.
mefisto56
14 czerwca 2013, 21:14Trzymaj się te diet !!!! Bo naprawdę wyniki są zadowalające !!! Tylko trzeba stosować sie do wszystkich zaleceń !!!!!!! Ja w moim wieku idę po sukces i Tobie tez tego zycze