Jak to jest? czy to jest możliwe, że chudnę będąc szczęśliwą a tyję w stresie? Według mnie, według tego jak reaguje moje ciało tak właśnie się dzieje... oczywiście nie samo z siebie. Jak jest mi źle pocieszam się jedzeniem i jestem apatatyczna do tego stopnia, że nawet dziesięć brzuszków mnie przerasta... A jak jestem szczęśliwa? no cóż, nie mam czasu na takie przyziemne "rozrywki" jak czekoladki, wolę trańczyc, skakać i cieszyć się tym tak zwanym szczęściem...
Przyłapałam się dziś na tym właśnie, że konflikt z partnerem uruchomił we mnie bezwarunkowy odruch obżarstwa... i to jest głupota. nie dość, że mi źle to jeszcze stwarzam sobie podstawy do tego, żeby było gorzej. i po raz kolejny poszłam po rozum do głowy. i wyładowałam się nie na czekoladzie, ale na skakance.
hmmm... i jest mi lepiej. przynajmniej na ciele lżej. a że psychicznie ciężko? tego skakanką nie wyskacze.....