Dzisiaj jest mó 11 dzień wyzwania 30 day shred. No i muszę się sama po łapach zdzielić, bo wykonałam tylko 6 treningów. Dlatego przedłużam sobie poziom pierwszy jeszcze o 4 dni, aby wykonać pewłne 10 treningów - postaram się robić je codziennie. Przyznam, że ciężko mi znaleźć na to czas (ale oczywiście leżenie brzuchem do góry i oglądanie ulubionych seriali jest git - jestem trochę na siebie za to zła).
W piątek pojechałam złożyć wypowiedzenie uczestnictwa na siłowni do której chodzię i okazało się, że mam im jeszcze płacić przez dwa najbliższe miesiące - totalnie nie rozumiem jak oni to wyliczyli, ale jest to jednoznaczne z tym, że muszę tam zaglądać, bo szkoda płacić za nic. Więc postanowiłam, że w wtorki i czwartki będę chodziła przed pracą na zajęcia rowerowe (na godzinę 7.30) i dorzucę do tego jakiś jeden trening w godzinach popołudniowych.
Zaczęłam również z mężem od tego miesiąca planować 'domowy budżet'. Każdy z nas planuje wydatki na marzec. Każdy wydatek jest odnotowywany.
Robimy tak, bo mamy wrażenie, że strasznie uciekają nam pieniądze. Co prawda mamy do spłacenia kredyt - rata miesięczna 1500 zł, ale mimo wszystko zostaje nam trochę pieniędzy i nikt nie wie, gdzie one się rozchodzą.
Cieszę się, że przeszłam na dietę wegańską, bo to znacznie przyczynia się do tego, że mniej wydaję na jedzenie :) W tamtym tygodniu zrobiłam zakupy za 157 złotych (koszyk wypchany sałatami, warzywami, owocami, kaszami, mlekiem roślinnym, pomidorami w puszcze, makaronami etc). W przeciągu tygodnia zużyłam naprawdę niewiele - dlatego zakładam, że na jedzenie wydam około 300 złotych w tym miesiącu (a czasem i mój mąż skusi się na coś bezmięsnego).
Dobra, dosyć pitolenia. Wklejam zdjęcie wege-śniadania. Moi znajomi zawsze się mnie pytają, a co Ty dziewczyno na śniadanie jesz?! ...no to patrzcie!
1. Carpaccio z pieczonego buraka podane na sałacie z rukoli z dodatkiem oliwy z oliwek i octu balsamicznego
2. Kromka pełnoziarnistego chleba z własnoręcznie robionym pasztetem z soczewicy, kaszy jaglanej i suszonej żurawiny.
ENJOY!
UlaSB
2 marca 2014, 12:27To ja w takim razie poproszę :) Co do trenera, to taki niestety kosztuje... Ale z tego co wiem, powinnam dostać skierowanie na fizjoterapię od lekarza, a tam już mi powiedzą, co i jak :)
UlaSB
2 marca 2014, 11:06:D Ja co prawda nie jestem weganką, tylko wegetarianką, ale od czasu do czasu i mnie zdarza się przypadkiem upichcić coś wegańskiego :) Na robienie pasztetu czaję się już dłuższy czas, może w końcu się zmuszę (wydaje mi się, że to strasznie dużo roboty) :) Pozdrawiam!