Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 3 + Jak to wszystko mi się potoczyło.


Wczorajsza deska zaliczona. :)

A teraz napiszę jak to się stało, że doprowadziłam się do stanu 78 kg i jak obudziłam się w końcu i zmieniłam swoje nastawienie.

Biorąc sprawę naprawdę od początku wszystko zaczęło się już 11 lat temu. Gdy po długim okresie bycia najmłodszą córeczką nagle na świat przyszła moja siostra. I zostałam odsunięta na bok, nie mówię, że sobie nie radziłam, bo jak teraz widzę, to naprawdę radziłam sobie świetnie i może dlatego moi rodzice nie poświęcali mi tak dużo swojej uwagi. A ja zaczęłam to zajadać. Tak po prostu. Nie wpadłam w żadną otyłość, ani nawet z tego co pamiętam w nadwagę, ale czułam już wtedy, że coś jest nie tak z moim ciałem, że to mi się nie podoba. Ale z drugiej strony w ciągu dnia byłam bardzo pewna siebie, miałam "powodzenie" :D i w ogóle nie pokazywałam po sobie. Ale już wtedy jako ta 11  - 12 letnia dziewczynka wieczorami leżałam w łóżku i postanawiałam, że będę się odchudzać, modliłam się, żeby rano obudzić się szczuplejszą. I tak to jakoś leciało. :) Potem było gimnazjum, miłości pierwsze, zmiany wyglądu. W drugiej klasie zaczęłam dużo jeździć na rowerze i jak oglądam zdjęcia to naprawdę teraz wydaje mi się, że wyglądałam już po prostu dobrze. Ale w głowie mojej było ciągle, że jestem za gruba, że trzeba coś z tym zrobić. A każda moja dieta kończyła się tym, że owszem na początku chudłam w pięknym tempie, ale wystarczyła jedna porażka - poddawałam się i kilogramy wracały ze zdwojoną siłą. W liceum w drugiej klasie postanowiłam odchudzać się z Dukanem. I tak 2 stycznia jako noworoczne postanowienie ustaliłam sobie cel. I nie powiem, ale naprawdę wszystko mi wychodziło, sama gotowałam sobie obiady. I po prostu chudłam w oczach. Co prawda teraz wiem, że głównie woda i mięsnie schodziły, ale wtedy to było jak cud. Niestety po miesiącu odchudzania mimo, że wyglądałam już w porządku, bo ważyłam ok 60 kg czułam się strasznie źle, byłam zmęczona. Na dodatek zeszłam się z  chłopakiem i jakby dieta poszła na drugi plan. I mimo, że do wagi nie wróciłam jakoś szybko, ale już w listopadzie wskazywała ona 71 kg. Wtedy znów postanowiłam coś z tym zrobić i zaczęłam odchudzać się z Vitalią, schudłam, owszem. Ale jak wcześniej - jedno potknięcie równało się rezygnacji z diety. I tak potem zaczął się okres przedmaturalny, który kosztował mnie wiele stresu, który oczywiście zajadałam. I nagle po wakacjach wyszłam z wagą 76 kg. Najgorsze, że pojawiał się u mnie paradoks - wiedziałam, że ważę tyle, ale w gruncie rzeczy czułam się jak ta dziewczyna z drugiej gimnazjum. Mój chłopak nigdy mi nie powiedział nic na temat mojej wagi, niestety. Wysłuchiwał moich narzekań, ale jemu jakby to nie przeszkadzało. I rok spędziłam z tą wagą, w związku na odległość, który mnie wykańczał, bo płakałam za każdym odjazdem od niego, nie mogłam wytrzymać w Lublinie, sama bez znajomych. No po prostu straszny to był rok. Ale miał się ku końcowi - ostatni miesiąc czerwiec - pierwszy raz od roku miałam nie spotykać się z nim aż przez miesiąc. Sesja była wykańczająca - 10 egzaminów. I wróciłam w końcu do domu, ciesząc się jak głupia, że w końcu go zobaczę.
A on po prostu powiedział, że z nami koniec, że przekreśla nasze 2,5 roku, że po prostu nie jest we mnie zakochany, że jest ktoś inny i że wyjeżdża za dwa dni do pracy za granicę. Bolało, jak cholera bolało. Przepłakałam tydzień, nic nie jadłam. I tak się zaczęła zmiana, bo w tydzień schudłam 3 kg. Dobrze, że miałam przyjaciół, którzy naprawdę postawili mnie na nogi. I zaczęły się wakacyjne imprezy, jego nie było obok, więc nie myślałam o tym. I pewnego dnia leżałam w łóżku z laptopem i piłam sobie piwko. I wtedy zobaczyłam swoje odbicie w laptopie. i przeraziłam się, naprawdę. Zrzuciłam kołdrę, i poszłam na rower. I tak przez cały sierpień - rower + mel b + basen. We wrześniu trochę to odpuściłam, ale zaczęłam zdrowo się odżywiać i tak doszłam do wagi 66 kg w październiku. Nic tylko się cieszyć. Najważniejsze dla mnie jest to, że zmieniłam podejście, że wybaczam sobie potknięcia, że jestem dumna nawet z 0,1 kg na tydzień, który zleci. Bo wszystko zaczyna się w głowie, nigdzie indziej. :)

Wiem, że długo,jakoś krócej nie mogłam. <3

Wstawiam jeszcze zdjęcie z 1.08.2013 i z 23.10.2013 :)

  • trocia_iw

    trocia_iw

    22 listopada 2013, 11:29

    potrzebowałam przeczytać coś takiego, dziękuję Ci za ten wpis :) może dzięki niemu pozbieram się i zacznę myśleć pozytywnie, bo od dłuższego czasu mam z tym problem. Widać już różnicę, oby tak dalej :))

  • judith9

    judith9

    21 listopada 2013, 16:49

    gratuluję już jest różnica, a będzie coraz lepiej , powodzenia,, aby tak dalej :)

  • Zunia92

    Zunia92

    20 listopada 2013, 19:46

    jak to rozstania potrafią zmotywować :) wyszło Ci to zdecydowanie na dobre :)

  • haveheart

    haveheart

    20 listopada 2013, 10:56

    :****** !

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.