Kiedyś, kiedyś robienie przetworów było dla mnie jednoznaczne z nudą i czymś pomiędzy wiekiem średnim i starością i zniewoleniem kobiety, która zamiast xxxx (tu trzeba wstawić sobie wszystkie ekscytujące rzeczy, które przyjdą nam do głowy, że można robić ) stoi w gorącej kuchni bez końca i miesza i kroi i gotuje słoiki zawinięte w gazetę, żeby nie popękały.
A teraz właśnie taka jestem. Uwielbiam sama nazrywać aronii, albo po drodze z pracy spotkać torby jabłek z tabliczką "Do zabrania" - tak, mam takie miejsce i w domu przerabiać to na konfitury, nalewki i co tylko mi w duszy zagra. Słodzone tylko trochę miodem, albo stewią, nie mające nic wspólnego z gotowcami z tesco.
Uwielbiam dawać je w prezencie moim wnukom i rozpływam się jak S. mówi, że to "za dobre" nawet.
Sobota: 10 km rower, godzina TBC (instruktor po urlopie z nowymi pomysłami i energią=zakwasy jak nigdy), godzina sztang, trochę odpoczynku w pociągu i 40 km przez lasy i pola gdzieś pomiędzy Bugiem i Narwią z przerwą na olbrzymiego, smażonego sandacza. I ognisko. Cudownie
Niedziela: 40 km rower, zbieranie aronii i ścinanie drzew, których nie chcemy mieć - odpoczynek w pociągu - co jakiś czas ulewy, na szczęście jak byliśmy schowani.
_Pola_
6 września 2016, 18:32Ej ja się staro nie czuję a właśnie ketchup z cukinii produkuję :P
kasperito
6 września 2016, 11:43przetwory własne - dobra sprawa, aktywna z Ciebie osóbka :-)
diuna84
6 września 2016, 10:04Aktywność wielki plus. Przetwory- bezcenne ! :) Uwielbiam ten czas :)
Milly40
6 września 2016, 06:13No nieeeeeee