Po dłuuuugiej przerwie w końcu spięłam tyłek i zabrałam się za kolejny wpis. Przez cały ten czas tylko podglądałam was, szukałam inspiracji, motywacji bo dopadł mnie kryzys a tak strasznie nie chciałam się poddać. Uznałam, że kryzys to coś zupełnie normalnego i zamiast siedzieć i czekać aż mnie pochłonie skupiłam się na jego pokonaniu. I tak po 3-ech tygodniach rozpusty i przerwy od siłowni wracam na dobre tory. Dzisiejszy pomiar dał mi niezłego kopa gdyż udało mi się zanotować dawno wyczekiwany spadek. Ostatni raz ważyłam tyle 3 lata temu...potem poznałam mojego ukochanego, który lubi gotować tłusto i dużo i który często powtarza ‘’Lubię jak ty jesz...’’ a ja zawsze na to ‘’lubisz jak tyje?’’ J No i tak tyłam i tyłam przez te 3 lata. Ale koniec z tym, tyle się we mnie zmieniło przez ostatnie pół roku, nie tylko waga.
Zauważyłam że w pracy jestem pewniejsza siebie, zawsze mi tego brakowało. Całe życie miałam bardzo niską samoocenę i mocno wierzyłam że jestem do niczego. Będąc nastolatką chłopaków którzy okazywali mi zainteresowanie osądzałam o to że tylko chcą ze mnie zakpić...no bo kto chciałby takiego potwora? A najśmieszniejsze jest to że ja nigdy w życiu nie byłam otyła! Nigdy! Zawsze miałam lekką nadwagę ale nie otyłość! Patrzę na moje stare zdjęcia z czasów gdy mialam 14, 15, 16 lat i tak sobie myśle że calkiem niezla laska ze mnie była...ale jak przypomnie sobie jak ja siebie wtedy postrzegałam...katastrofa...ile przez to mi życia uciekło...tylko dlatego że 60 kilo uważałam za otyłość graniczącą z kalectwem...głupia. Ale tego błędu już nie powtórzę, ważę 71 kilo i jest to 71 kilo stuprocentowej kobiety...niezależnej...kochanej...kochającej...po prostu szczęśliwej. Nie boję się już stanąć nago przed lustrem i powiedzieć sobie ‘’Jesteś piękna’’, waga mnie już nie definiuje, to tylko liczba. Zaczęłam eksperymentować z ubiorem i zakładać rzeczy, na które wcześniej nie zwrócilabym uwagi, nawet spódniczki mini! I czuję się w nich dobrze...a pamiętajcie że wagę mam daleką od ideału...no ale co to jest ideał? Jakaś szalona liczba która nijak się ma do tego co może się nam faktycznie podobać J Oglądałam ostatnio na tvn program M.Sablewskiej i dochodzę do wniosku że nie ma brzydkich ludzi! Żadna z was nie jest brzydka, wystaczy poczuć się pięknie w środku by rozkwitnąć na zewnątrz, czasami pomaga drobna rzecz jak zmiana fryzury, makijaż czy nowy ciuch...to tak niewiele ale jeśli to doda nam siły i pewniści siebie to co w tym złego? Czasami trzeba siebie troszkę dopieścić J A wszystkie na to zasługujemy. I tym optymistycznym akcentem kończę mój wpis i życzę wam miłego weekendu J do następnego!<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />
blue-boar
24 października 2014, 16:58świetne podejście i tym wpisem trafiłaś "do mnie" Dziękuje :*
Berchen
24 października 2014, 16:51pozdrawiam,madre podejcie do tematu, przypuszczam ze dlatego nie udaje mi sie za bardzo schudnac, bo w sumie az tak tragicznie sie nie czuje, staram sie odpowiednio ubierac i jestem pozytywnie odbierana, wiec zakladam ze nie jest strasznie i da sie zyc. pozdrawiam i zycze nam obu mimo to dalszych sukcesow w gubieniu tych niekoniecznych kg. powodzenia!!!
niezlaBabeczka
24 października 2014, 15:43TAK TRZYMAJ!!!!!!!!!!!!!!!!!ZAZDROSZCZĘ PODEJŚCIA :)