Dziś, po raz drugi, zaliczyłam z rana siłownie. Jednak chyba wolę ćwiczyć z rana, to jak mega zastrzyk energii i koktajl z endorfin. Muszę tylko trochę pokombinować a to dlatego że nie jeżdżę samochodem a targać całego majdanu na siłownię a potem do pracy to nie ma sensu – wczoraj miałam taki plan żeby na siłowni wziąć prysznic i stamtąd od razu do pracy autobusem podjechać no ale jak spakowałam ciuchy na zmianę, kosmetyki, ręcznik, buty, laptop, jedzenie to zrobiła się z tego torba jak na tygodniowy wypad. Skoczńczyło się więc na tym, że po siłowni wróciłam do domu, umyłam się, przebrałam i dopiero wtedy mój M zawiózł mnie do pracy...ma on ze mną utrapienie...pracuje na nocki a w dzień jeszcze musi mnie zawozić do i z pracy. Na całe szczęście koleżanka poinformowała mnie dziś, że w biurze mamy prysznic i że mogę sobie dzień wcześniej ciuchy na przebranie razem z kosmetykami zostawiać w pracy a na drugi dzień po siłowni w dresach lecieć od razu do roboty, tam brać prysznic i się przebierać. Trochę kombinowania i planowania to kosztuje ale przynajmniej mój M będzie miał ekstra godzinę snu a ja szybciej będę w pracy a co za tym idzie – szybciej skończę (mam ruchome godziny – zaczynam kiedy chce, byle nie później niż 10:30). Zobaczymy w przyszłym tygodniu jak to zadziała...
Wczoraj po raz pierwszy spróbowałam jarmużu, tyle dobrego o nim słyszałam, że nie bylo wyjścia, trzeba było pokosztować cóż za jeden. W smaku jak kapusta pekińska, sałatka mi smakowała więc chyba będę częściej go wcinać.
koliberrek
21 sierpnia 2014, 12:04Ćwiczenie rano jest świetne bo podkręca metabolizm na cały dzień :) fajnie że masz prysznic w pracy i masz możliwość "doproadzenia się do ładu" w pracy. U mnie takich wygód nie ma..