Od 27 maja naprawdę powinnam być z siebie zadowolona. Mimo, że weekend za mną trzymałąm się dzielnie z jedzeniem, jedynie w niedzielę zgrzeszyłam piwkiem, ale zbytnio mnie to nie wzruszyło :-)
Codziennie ćwiczę na orbim lub jeżdże na rowerze, aż się ze mnie leje. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie fakt, że waga wciąż 80,3-80,6 kg. Czasami myślę, że ta 8 zostanie już ze mną na zawsze...
Moja dieta składała się przez te 4 dni głównie z warzyw, indyka, rybki, ewentualnie trochę cudego nabiału. Nie przekraczałąm 1000 kacl, z wyjątkiem niedzieli gdzie piwko mogło dobić do 1500 kcal.
Dziś w głowie urodził mi się pomysł, że może spróbuję pobyć pare dni na samych warzywach i owocach. Będzie to trudne, bo mój chłop musi mieć zawsze solidny obiad a jak się napatrzę i nawącham to ciężko jest mi się oprzeć. Jeju o ile prostsze byłoby odchudzanie będąc singielką zero obiadków, słodkich pokus w szafkach...
W każdym bądz razie w drodze do pracy zakupiłam sobie czereśnie, nie wyglądają rewelacyjnie ale to moje pierwsze czereśnie w tym roku więc już mi ślinka leci.