Mam naprawdę kryzys...a ponieważ piszę już tak kolejny dzień tzn, że wcale nie jest on chwilowy.
Wczoraj z tego wszystkiego zgrzeszyłam wszystkim co niezdrowe i zabronione. Najpierw twister z KFC, potem tabliczka czekolady. I wiecie co...waga ruszyła, już nie jest 85 a 85,5 !
Przynajmniej wiem, że się nie zepsuła hehehe.
Ale wcale mi do śmiechu nie jest.
Miałam jechać w sierpniu na wakacje, ale ciągle słyszę jakieś ale od mojego Pana i już zaczyna mnie to wszystko męczyć. Poza tym mam wizję tych wakacji, że będę wyglądać jak wielki wieloryb a on będzie patrzył na mnie z obrzydzeniem i tęsknym okiem spoglądał za laskami w bikini.
Jakby nie było mimo paru zrzuconych kilogramów jestem wielorybem. Tak się czuję jak idę przez galerię i widzę te sarkastyczne uśmiechy i ironiczne spojrzenia. Nie wiem czemu, ale nawet jak obok stoi dwa razy większa dziewczyna ode mnie to i tak drwiący uśmieh przechodniów zawsze trafia na mnie. A ja oczywiście potem mam wszystkiego serdecznie dość i cały mój zapał, energia i dobre samopoczucie odchodzi w dal, utwierdzając mnie w przekonaniu, że powinnam schować się przed całym światem.
qwas
29 lipca 2010, 13:46kilka oddechów i niczym się nie przejmuj ... trochę szacunku do samej siebie ... będzie okiej :*