Słabo mi dzisiaj okrutnie, mimo, że rano miałam dużo zapału i energii to teraz zdycham. Ledwo w pracy siedzę a przede mną dylemat czy iść na siłownię czy nie. Oczywiście założenie było, że idę, ale słowo daję mam wrażenie, że jak usiądę na rowerek to zemdleję.
Wczoraj miałam dość pozytywny i energiczny dzień; 7:00 trochę ruchu (w postaci sexu :-), praca do 16, pózniej fitnes, solarium, szybko obiad dla chłopa i sprzątanie mieszkania, uwierzcie mi, że o 22:30 nie miałam siły palcem ruszyć. Zjadłam twarożek z jajkiem w pracy, a wieczorem owoc, plasterek sera i oliwki, dużo wody mineralnej, żadnych grzeszków.
Dzisiaj rano też było energicznie a teraz koniec. Wszystko mnie boli, każda część ciała, zero siły i energii, wiem powiecie, że za mało jem, ale z drugiej strony jak zjem cokolwiek więcej to waga od razu w górę.
Dobra pomyślę jeszcze co z tą siłownią, mam na decyzję 30 minut. Jeść nie chcę bo wieczorem goście to pewnie coś przy nich dziubnę - aha dziś zjadłam jogurt naturalny (ale bałkański więc duuużo kcalorii) i kiwi.
Waga poranna 87,8 kg, ale weekend przede mną więc na długo u mnie nie zagości.
Pozdrawiam laseczki (te obecne i przyszłe) i miłego weekendu :-)
smolistadroga
19 marca 2010, 16:00Wiesz, najwięcej samozadowolenia jest wtedy, gdy jest trudno. Doskonale Cię rozumiem, jak bardzo się nie chce i jak trudno się zmusić. Ale nie ma większej satysfakcji jak przezwyciężenie tego, że się nie chce. Na przekór sobie i światu. Wiem, wiem, łatwo powiedzieć... Ale ja dziś też wskakuję na bieżnię, a potem ćwiczenia. I wiem, że będzie ciężko, ale najgorsze jest pierwszych 15 minut. Trzymam za Ciebie kciuki!
Lint6
19 marca 2010, 15:46Powinnaś spróbować jeśc co 3-4 godzin, wiem że jesteś zajęta ale wierz mi - to może zdziałać cuda. A na ta silownię spróbuj się zmusić - dzieki temu bedziesz mogla przy znajomychy sobie na cos wiecej pozwolic do zjedzenia :)