Zbieram się conajmniej od 3 tygodni żeby do Was napisać, ale na początku nie byłam w stanie pisać, myśleć logicznie, po prostu nic.... potem jakoś tak uspokoiłam sie i myślę, ok nie będę Vitalijkom zawracać głowy.... ale znowu dopada mnie doł, ryczeć mi się chce i nie radzę sobie z otaczającą mnie rzeczywistością... A o co chodzi? Oczywiście o mojego G....... nawrót choroby..... tym razem depresja.... był u mnie w pierwszy weekend marca -wszystko było ok, mowił, że chce jak naszybciej przenieść się do Krakowa, znaleźć tu pracę (rozsyła już cv), żeby być bliżej mnie, bo już nie może tak na odległość (więc ja cała happy), ale wiedziałam też, że stresuje się swoją obecną pracą, bo ma dużo nowych obowiązków, szefowa panikuje, no i umowę ma do końca marca (choc chcieli mu przedłużyć, ale on myślał o przeprowadzce). Jak wrócił do domu to na drugi dzień mi mówił, że może lepiej żeby został na gospodarce u rodzców, bo on sobie z niczym nie radzi, nie radzi sobie z praca, obowiazkami....myślałam, że jest po prostu zmęczony, za bardzo przejmuje się pracą...ale od środy bylo coraz gorzej...... stwierdził, że zmarnował mi życie, że bedzie mi lepiej bez niego itp itd.....nie powiedzial bzpośrednio, ze chce się rozstać, ale między słowami to właśnie można było zrozumieć..... okazalo się, że to depresja, lekarz stwierdził, że głęboka...dostał kolejne tabletki do tych co już zażywał, ale nie chciał ze mną gadać, nie chciał żebym do niego przyjechała..... coraz krócej rozmwialiśmy, bo miał jakieś wymówki, że nie może gadać, że oddzwoni, ale nie oddzwaniał.....już ponad 3 tygodnie go nie widziałam i tęsknię.... choć nie wiem czy ja podołam, czy wytzymam taką huśtawkę.....boje sie panicznie..... jak ja się nie odzywalam to on też potrafił 2-3 dni milczeć..... :( teraz to już jakieś 3 rodzaje leków zażywa, jego mama twierdzi, że jest lepiej bo im pomaga na gospodarce (ma 2 tyg zwolnienia, na początku chodził do pracy a teraz nie daje rade), ale mi G. pisze, że jest beznadziejnie, że sie boi, że nie poradzi sobie z niczym..... miał myśli samobójcze......:(
na początku jak zaczęła sie ta depresja i jak mówil miedzy slowami o rozstaniu bardzo bardzo to przeżywalam płakałam... potem był okres takiego jakby zobojętnienia, że funkcjonowałam normalnie, pracowałam, starałam się tak o nim nie myśleć, ale pisałam smsmy do niego, bo gadac nie chciał, wspieralam go jak umiałam.....ale wątpliwości mam tysiące,,,,, czy ja poradze sobie? Czy damy radę być razem, stworzyć rodzinę mieć dzieci? on po prostu nie radzi sobie z sytuacjami stresowymi, a wiadomo że w życiu wiele ich jeszcze bedzie....z jednej strony tęsknię za nim, a z drugiej nie wiem czy wytrzymam cale życie na takiej huśtawce..... nie wiem co mam robić....mętlik w głowie, a wczoraj jeszcze zadzwoniła jego mama i opowiadała ze szczegółami jak to ona szuka mu lekarzy, wozi go itp itd ile się namęczy i od wczoraj czuję się gorzej, czuję coraz wiekszą tesknotę, strach....
w dodatku jeszcze zdiagnozowano mi insulinooporność i powinnam stosowac dietę, nie do końca wiem jaką, staram się ograniczyć węglowodany jak na razie, ale muszę doczytać o tym... może Wy macie jakieś strony z dietą przepisami przy insulinooporności?
porazdzcie coś proszę,.......
irena.53
6 maja 2014, 23:29I co jak tam idzie z wprowadzeniem leku naltrekson w niskiej dawce /... Mama jego starała sie to załatwić ...... pytam, bo chcielibyśmy usłyszeć, ż ejest podana dobry lek . Czego I też życzę Twojemu G - dojścia do zdrowia - Pozdrawiam Irena
aszka19
26 marca 2014, 20:54dzięki za wsparcie....nie wiem czy pamiętacie z poprzednich wpisów, ale mój G. ma chorobę afektywną dwubiegunową, czyli potocznie mówiąc maniakalno-depresyjną. W grudniu (początkiem) miał okres manii, a teraz depresja.....:( chocaż dziś rano zadzownil do mnie tak sam z siebie, co było miłą odmianą, powiedzial, że odrobinę lepiej się czuje, ale jest jeszcze bardzo zagubiony. chyba leki zaczynają działać:)
lentilkaa
26 marca 2014, 07:28Wbrew pozorom też dużo o tym wiem..spróbuje wieczorem znalezc chwilke to na priv Ci cos napisze;**
krcw
26 marca 2014, 01:17Depresja to bardzo częsta choroba dzisiejszych czasów niestety...czasem to faktycznie jest kwestia trudnego okresu w życiu...i da się z tego wyjść jak się rozwiąże problemy...ale czasem to po prostu już taki wrodzony stan, że zawsze się znajdą problemy nie do przejścia i ludzie się załamują choć nie ma w tym logiki patrząc z boku...więc są dwa wyjścia...możesz czekać lub pojechać do niego w ciemno, albo zrobisz mu niespodziankę i będzie lepiej wam obojgu albo zobaczysz na żywo jak sytuacja wygląda i ocenisz co dalej...najgorsze to się zamartwiać...ja nie potrafię się zamartwiać bo tak mnie to dręczy że nie mam spokoju i sama jestem cała załamana i zdołowana...
bell3
25 marca 2014, 22:13nie jestem tu od doradzania ani osądzania. Wbrew pozorom dużo wiem na temat tej choroby. I wiem że żadne leki tego nie zmienią. Przerąbane, że tak ulokowałaś swoje uczucia.Z perspektywy czasu wiem, że potem miłość już nie wystarczy.